A więc z dziewczynką jest tak:
ogólnie przerażona na maksa,boi sie wszystkiego i każdego odgłosu,ale je wyłącznie wzięta na kolanka i karmę podaną z początku z ręki,potem już próbuje sama,z tym ze zdjęta z kolan od razu ucieka się żeby się schować.Na kolankach też próbuje uciec,mimo to je,ale skusiła się jedynie na recovery.
Może jeszcze jest w szoku,po tym co sie stało.Ja też nie mogłabym się ogarnąć jakby ni z tego ni z owego,ktoś komu ufam nagle cisną mną o scianę.
Bez wniosków więc na razie.Dzisiaj jeszcze raz do weta,prosić o cokolwiek co zadziała na korzysć dla łapki i zapas tacek recovery,musi coś jeść mimo bólu pysia.
A chłopaczyska...
wykopali przez noc wszystkie zabawki poza kennel i z braku gadzetów grają w hokeja zbrylonymi siuśkami z kuwety............
Ale wiecie co?
Podobno nic nie dzieje sie bez przyczyny i tak sobie myślę,że te fluchy trafiły mi sie dla równowagi,bo kiedy jestem z kociczką,to jest mi ciężko i bardzo przykro,jak można komus tak bezbronnemu zadać tyle cierpienia fizycznego i psychicznego i to zupełnie bez karnie i zachodzę w głowę,jak jej przekazać że cokolwiek sie wydarzy,cokolwiek ona zrobi,moze już czuć sie bezpiecznie,bo będę o nią dbać i nie pozwolę nikomu jej już skrzywdzić.
A nawet jesli musze ją narazić na kolejny strach niosac do weta i być może na kolejny ból w trakcie badania,to tylko po to aby naprawić to co jej ktoś zrobił.No i żeby nie miała zalu o to do mnie.
A potem idę ogarnąć chlewik i od razu oczy mi sie zaczynają usmiechać,czarnuszek od rana próbuje zamordować na szczycie półokrągłej,wiklinowej budki,rączkę.Oczywiscie spadajac laduje w każdej misce po kolei i jej zawartosci,tylko czekać az obklejony woda i sosikiem z mokrej,wpadnie walczyć z wrogiem do kuwety ze zwirem
