udało mi się dziś pojechać. byłam sama, więc skradałam się pod ścianami

weszłam bocznym wejściem i udało mi się pójść do domków. Były tam dwa kociszcza, trzecie szło jak wychodziłam.
Pod kościołem miały sporo.
Na górce była jakaś odwiedzająca pani. Odczekałam aż pójdzie i wywołałam stadko. Stadko zjadło, również kochany czarnonos. Chciałam im jeszcze donieść świeżej wody, ale wtedy pani wróciła, jeszcze jakaś para. Ale mają jeszcze 2 miseczki dość czystej wody.
Na małym cm. było ciut jakiegoś mega-kolorowego i grubego suchego. Sroka się na to gapiła łakomie. Zostawiłam pełną michę w dziupli i małą miseczkę pod tujką. Wodę wymieniłam.
Mam jeden postulat. A propos smrodu. Mniejsza o to, czy podawanie im mleka jest dobrym pomysłem - chyba naprawdę lepiej nie wstawiać nabiału do wnętrza domku. Koty to wylewają, potem wsiąka w drewno, jełczeje i śmierdzi niemożebnie, tak jak to zepsute mleko

lepiej nawet wstawiać pod domkiem, jak się wyleje w piach, to pół biedy. [chociaż pod kościołem śmierdzi wylewane na ziemię...]. to z domków wyrzuciłam, bo grupowo dogorywały w tym musze trupki.