Na wstępie... wstęp. Jako że w moim życiu był już jeden kot (w domu rodzinnym zostawiłem 10 letniego persa), a zwierzęta te uwielbiam - moja luba postanowiła sprawić mi prezent. Pod nasz dach trafiła niedawno (dokładnie 20.06.2011, czyli niespełna tydzień temu) śliczna, biała koteczka - w dniu odbioru miała 2 miesiące. Mała niestety ma pecha (chociaż czytając wątki o innych kotach z problemami, dochodzę do wniosku, że jej problem to nie problem) ponieważ urodziła się głucha

2 dni od odbioru (w środę) złożyliśmy wizytę u poleconej nam Pani weterynarz (ani ja ani moja luba nie jesteśmy z Jeleniej Góry, ale na szczęście polecającą była osoba co do której mam zaufanie). Ta pooglądała małą, osłuchała, zważyła, itd. Księżna, bo tak ją nazwaliśmy, została odrobaczona (była odrobaczana raz przez poprzednich właścicieli, ale Pani weterynarz stwierdziła, że należy powtórzyć odrobaczanie po przeniesieniu na nowy teren). Szczepienie poleciła odłożyć, ze względu na to, że mała (w przeciągu najbliższych 2 tygodni) będzie musiała przeżyć z nami przeprowadzkę do Wrocławia. Pani weterynarz argumentowała to tym, że kot może być zestresowany, co obniża odporność, a że koteczka nie wychodzi poza mieszkanie i jest obecnie okazem zdrowia, to dobrze będzie zaszczepić ją jakiś półtora/dwa tygodnie po przeprowadzce.
Księżna to wulkan energii. Oczywiście jak to kot - fajne zabawki zakupione (jeszcze w tajemnicy) przez moją lubą leżą nieużywane (może poza pałeczką z piórkami), natomiast gratisowa "tandetna" piłeczka jest wręcz ubóstwiana. Tak to jest z naszym małym, puchatym szczęściem.
Piszę to wszystko, bo chciałbym się skonsultować z ludźmi którzy mają o kilka klas większą wiedzę na temat kotów. Podczas gdy mój pers był mały, ze mnie też był szczyl (12-13 lat), więc wielu rzeczy nie pamiętam. Przyznam szczerze, że obecnie zachowuję się jak młody ojciec - głowa mi chodzi, cały czas obserwuję co mała robi. Piśnie - lecę. Zniknie na dłużej - szukam. Kichnie - martwię się. Ogólnie zachowuję się jak idiota, non stop jestem zestresowany. Stąd mam trochę pytań, na które mam nadzieję uzyskać odpowiedzi. I może trochę wsparcia duchowego

1. W dniu wczorajszym mała zorganizowała nam niemiłą niespodziankę. Normalnie na noc zamykamy ją w kuchni (jako, że jest to pomieszczenie dla niej najbezpieczniejsze), gdzie ma kuwetę, suchą karmę, picie i ulubioną zabawkę. Wczoraj pozwoliłem sobie usnąć wcześniej niż moja luba, a ta zostawiła kociaka dosłownie na 5 minut samego ze mną (śpiącym) na łóżku. Po powrocie okazało się, że Księżna radośnie wysiusiała się na środku kołdry mojej lubej

2. Mała pije mleczko. Niestety mamy teraz tylko krowie, a wiem jakie ono potrafi stworzyć problemy. Mała nie chce tknąć wody, więc mieszam jej mleczko z wodą (pomyślałem, że zwiększając ilość wody, a zmniejszająć mleka, stopniowo uda się nam przestawić ją na samą wodę). Nie wiem jednak czy to jest dobry pomysł. Jakieś rady odnośnie tego przestawiania?
3. Mała od kilku dni bardzo dużo śpi. Nie żebym na to narzekał (to jedyny czas gdy mogę skorzystać z laptopa, chyba, że ta akurat śpi na klawiaturze), ale nie wiem czy powinienem się tym niepokoić. Noce przesypia (najpierw pomiauczy po zamknięciu drzwi, ale potem spokój - tylko okresowo słyszę, że wstaje, pomiauczy i znowu spać), a w dzień potrafi przespać 8-10 godzin. Jeśli nie śpi, to jest standardowym wulkanem energii, więc możliwe, że martwię się na zapas.
4. Podobno psy mają właścicieli, a koty służbę i trudno się z tym nie zgodzić. Jednak jakoś trzeba nauczyć małą co wolno, a czego nie. W przypadku kota słyszącego sprawa wydaje mi się prostrza - podnieść głos, tupnąć, a kot zareaguje. Jednak mała żyje sobie w świecie ciszy, więc zostaje dotyk albo wzrok. Mała jednak wszystko ignoruje - odciągnięcie od obiektu porządania traktuje jak zabawę (zaraz zapuszcza traktor i wraca biegiem do miejsca skąd ją zabrano), rękę zaczepia jak drugiego kota. Czasami używam zwiniętej w rulon gazety, do odsuwania jej od kabli czy butów (żeby nie kojarzyła negatywnie ręki), ale to też specjalnie nie pomaga. Jeszcze wiele rzeczy mogę wybaczyć, ale mała ma straszne ciągoty do kabli, a to już jest (według mnie) bardzo niebezpieczne. Jakieś rady jak przemówić jej do tego małego rozumku?
5. Sprawa ostatnia (przynajmniej nic więcej mi teraz do głowy nie przychodzi). Na razie z moją partnerką mamy dużo wolnego czasu - czeka nas przeprowadzka do Wrocławia, a tam poszukiwanie pracy. Jednak gdy ta się znajdzie, kociak będzie zostawał sam na wiele godzin. Czytałem już wiele wątków na ten temat i wiem, że najpopularniejszym rozwiązaniem jest dokocenie się. Rozważamy to. Obawiam się tylko czy mała nie będzie miała problemu z zaakceptowaniem nowego towarzysza (jest mała, więc chyba nie?) i czy faktycznie dwa kociaki nie będą oznaczały podwójnych szkód. Jak już pisałem - zniszczenie czegoś mnie mniej martwi, ale jeśli przy tym coś stałoby się kotu - nie wybaczę sobie. Do tego wszystkiego moje nastawienie "młodego ojca" już przy jednym kocie mnie wykańcza, a przy dwóch... Batalia między dobrem psychicznym kota, a moim. Chyba, że dokocenie poprawi i mój stan, ale to już pewnie tylko ja mogę stwierdzić. Jeśli miałbym zaprosić do domu kolejnego kota, to brać kota czy kotkę? Oczywiście oba pupile będą kastrowane, tylko obawiam się, że biorąc kocura możemy napytać sobie biedy (jeśli dobierze się do Księżnej zanim ta zostanie wykastrowana). No i jest sprawa głuchoty małej - czy to nie będzie problem?
Zdaję sobie sprawę, że jest tego sporo do czytania, a pewnie i w wielu miejscach gubiłem już sens. Niestety, taki roztrzepany teraz jestem - efekt kociej rewolucji. Mimo wszystko będę wdzięczny za wszelkie uwagi i podpowiedzi. Pewnie wielu problemy te wydadzą się wręcz śmieszne, ale podobno kto pyta, nie błądzi

Z góry dziękuję i pozdrawiam,
Lilim