Byłam w tej wsi z koleżanką, chociaż szanse na to, że znajdziemy Dynieczkę były znikome, pojechałyśmy, bo chciałam się przekonać na własne oczy jak to wszystko wygląda. Przeszukałyśmy to co się dało w jedno popołudnie, pytałam mieszkańców wsi, ale pytanie o zaginionego kota wzbudzało krzywe uśmieszki - ot miastowa wariatka przyjechała i kota zgubiła. To wieś, w której psy są uwiązane na metrowych łańcuchach, zamiast ciepłej budy mają rozwalająca się beczkę, krowy stoją w swoich odchodach "po pachy", a koty po prostu są, albo nie - smutne obrazki.
Dałyśmy opiekunce wskazówki co mogłaby zrobić, ale tego co tam się dzieje teraz, tego zwyczajnie nie jestem w stanie sprawdzić.
Wioska jest oddalona ponad 70km od Szczecina, bez auta trudno się tam dostać.
To jedna z sytuacji kiedy żałuję, że nie mogę cofnąć czasu
