hejhej

udało mi się jednak! jestem z siebie dumna

(prawda jest taka, że jestem zbyt zdołowana, żeby jeszcze z wolszczaków zrezygnować, bo to by mnie dobiło)
w deszczu nakarmiliśmy z TŻ wszystkie stacje, nigdzie nie było już ani okruszka! (nawet przy kościele, co się nie zdarzyło do tej pory). w domkach holenderskich były tylko resztki mokrego z paroma grupkami muszych jaj :/ pojawiła się łyżka, więc te z jajami wywaliłam, bo reszta była w miarę świeża. zostawiłam ją na daszku pod drzewem, żeby szybciej zjadły. i od razu się stawiły, czarnuch i tradycyjnie burasia. tylko nie było mojego ukochanego krówka z czarnym nochalem na górce

był za to szef górki, burasek z jednym okiem zamglonym

i dwa czarnuchy. burasek galopował do mnie w deszczu jakieś 200 metrów, jak szłam nawołując

a potem srogo mnie opieprzał, że za wolno oporządzam.

zostawiłam w sumie dwa takie spore pojemniki po ciateczkach szwedzkich suchego i 6 puszek animondy carny, więc brzuchy się napełnią. mam nadzieję, że tam na górce nie zamoknie. taki lipny ten karmnik pod krzaczkami. no i pod lipami.
meggi, jeśli chcesz karmę pewniaka, którą cmentarniaki w każdym miejscu uwielbiają i nie zostawiają okruszków - Purina Pro Plan Delicate. nie jest zbyt droga, zwłaszcza tanio wychodzi przy 7 kilo. a skład ma cacy, bez uczulających kuraków (tyle się nasłuchałam o kurczaku od wetów, że teraz nie tylko w przypadku mojej alergicznej dziewuchy go unikam)
no, to tak to. w piątek 1.07 nie mogę iść... tj. mam nadzieję, że nie mogę iść :> bo mogę mieć egzamin. bardzo chcę go mieć.