Przepraszam za milczenie od wczoraj, ale w domu nie mam narazie dostępu do netu (komputer w naprawie) - podjechałam teraz na moment do pracy załatwić jeszcze parę spraw międzyurlopowo i zerknęłam i tu...
Więc w kwestii wyjaśnienia i odpowiedzi na zarzuty Ahniji podane w wątku i na pw do mnie:
- żaden z DT (przypomnę - Maszeńka od końca marca br. była u p. Ewy w Chorzowie, zwrócona po roku od adopcji, po miesiącu pojechała na DT do p. Marty w okolice Wyszkowa), ani ja (Masza przemieszkała u mnie przez 2 dni w drodze ze Śląska pod Wyszków) nie miał pojęcia o problemie Maszy - stąd zarzuty o zatajeniu lub zaniedbaniu w przekazaniu informacji są absolutnie bezpodstawne,
- Masza nie miała - i z tego co wiem nadal nie ma - absolutnie żadnych problemów z jedzeniem suchej karmy, nie śliniła się nigdy, ma piękne, puszyste, błyszczące i gęste futerko, w żaden sposób nie sygnalizowała bólu pyszczka - za to ręczę, bo sama przez te dwa dni bym coś zauważyła! - nie było najmniejszej podstawy do jakichkolwiek podejrzeń w tym zakresie - i wiem co mówię, bo nasz Murano ma FORL, mniej wyraźny czasami w objawach od pzdz, a smrodu z mordki nie dawało się u niego przeoczyć!!!
- sądzę, że lekarz Ahniji przeanalizował wpisy w książeczce Maszy (i chwała mu za to oczywiście), zauważył podany w grudniu lek i wywnioskował, że kotka była już w tym kierunku diagnozowana - nie wiem, jak w tej chwili wygląda stan jamy ustnej Maszy - ale w taką tragedię, jak opisuje Ahnija niestety nie chce mi się wierzyć - nie byłaby bezobjawowa!

Jak wrócę do domu spróbuję skontaktować się z p. Martą i dam w poniedziałek znać, jak wet p. Marty ocenia stan Maszy i jakie leczenie wdrożył
I podsumowując - jestem w stanie zrozumieć przerażenie DS, gdy okazuje się że zaadoptowane zwierzę jest chore, że szykują się dodatkowe wydatki i komplikacje, że rzeczywistość może wówczas przerosnąć - ale nawet niedoświadczony i nieforumowy DS może zareagować na to rozsądnie i odpowiedzialnie (poprosić o wsparcie finasowe, informacyjne - nie oddając kota), lub po drańsku - "zwracając towar". Ale w stosunku do "forumowej miłośniczki kotów" nigdy, przenigdy nie zrozumiem pozbycia się kota, który nie jest w 100 % zdrowy!!!!!!!!!!!!!!

I podpisanie bądź nie umowy adopcyjnej niczego tu nie zmienia - ciesz się może w takim razie Ahnijo, że p. Marta pomimo braku umowy zabrała Maszę z powrotem... Bo gdyby odmówiła? To co - schron, czy ulica??? W końcu taka byłaś dotknięta i oszukana, że Masza kompletnie się w tej rozgrywce dla Ciebie nie liczyła.
Na pewno jest to błąd - nasz, czyli osób, u których Masza czekała na DS, i weta z Chorzowa, który nie przeanalizował książeczki zdrowia Maszy wystarczająco wnikliwie (ale też nie zauważył żadnych niepokojących objawów w pysku) - przypuszczać też można, że zwrot z pierwszej adopcji wynikał nie tylko z "alergii" dziecka.....

Ale jeśli zszokowało nas oddanie Maszy z Piaseczna, bo zbyt głośno się bawiła, to co można powiedzieć na takie zachowanie "forumowego" domu, który najwyraźniej bawi się w zbieranie z forum różnych kotów w potrzebie...

I wypraszam sobie raz jeszcze sugerowanie - nie tylko przez Ahniję, ale także przez Agn i Alix, czyli osoby kompletnie w temat niewtajemniczone - celowego zatajania informacji przed adopcją, oraz ocenianie "obu stron" jako winnych!!! Musiałabym nie mieć rozumu, żeby zataić cokolwiek o stanie zdrowia kota przed adopcją!!! Zapraszam do prześledzenia wątków adopcyjnych moich kotów - jeśli znajdziecie tam powód do jakiegokolwiek zarzutu - to wówczas przyjmę z pokorą Wasze uwagi. Tak zresztą jak nasze, po analizie wątków Ahniji......