Ja sobie troche poukladalam w glowie sprawy, jesli chodzi o choroby.
Z kotami jest jak z dziecmi: dopoki nie sa nasze, ale czyjes, no i choruja, to myslimy sobie - matko, ale ona (mama dziecka chorujacego) ma ciezko, wiecznie lekarze, wiecznie cos. Jak dziecko jest nasze i choruje - dostajemy powera, robimy WSZYSTKO, zeby dziecko wyzdrowialo, zeby dobrze sie czulo, cieszymy sie z kazdego malutkiego sukcesu, postepu w dobra strone.
Ja bardzo balam sie chorob. Dlatego m.in. zdecydowalam sie na zakup kotow z hodowli. Coz - nie jest to zadna gwarancja zdrowia kota. Moja jedna kotka przyniosla wraz ze swoim cudnym charakterem i pieknym wygladem chlamydie. I co ? Lecze, w zasadzie juz wyleczylam, teraz tylko podaje ostatnie dawki leku. Ile ja sie z moimi kotkami najezdzilam do wetow

Zanim padla dobra diagnoza

Kolezanki z pracy tylko krecily glowami i mowily, jak to ja mam "przewalone". Absolutnie tego tak nie odbieralam - moja kotka potrzebowala mojej pomocy, przeciez ufa mi, moze na mnie liczyc, kto ma jej pomoc, jak nie ja ? Robilam to wszystko z miloscia, jakiej osoby z zewnatrz nie mialy, wiec "na zimno" moze to i wygladalo na problem i poswiecenie z mojej strony, ale absolutnie tego tak nie odbieralam.
Moze to, co napisalam, pomoze komus, kto zastanawia sie, czy przygarnac kota ? Nie trzeba sie bac - kiedy nasz przyjaciel choruje, dostajemy sily himena jakby to moj syn powiedzial i dzialamy. Naprawde

Mam 3 koty, psa i chomika. I mi ciagle malo.