Nosiłam się z zamiarem napisania czegoś zupełnie innego - dużo historyjek mi się nazbierałam

, ale dziś parę rzeczy dało mi do myślenia.
Nie będzie to może super ciekawe, a w każdym razie tylko pół żartem, a pół serio... śmiertelnie serio.
Kitek bardzo szybko zaakceptował malucha i jest pomiędzy nimi sporo sympatii - to mycie uszu, buziaczki, wspólne gonitwy itp

. Wszyscy mówią, że wzajemne uładzenie stosunków poszło w rekordowym czasie.
A jednak - chyba nie do końca

. Im dłużej w domu jest Alien, tym częściej łapię się na myśli, że Kitek nie wyzbył się zazdrości o łaciatego rywala. Łatwo się obraża - a nigdy nie był obrażalskim kotem. Owszem - impulsywnym, ekstrawertycznym, od razu dającym do zrozumienia, że coś mu leży na wątrobie.
No to dzisiaj też pokazał. Nawet razy kilka

.
W południe wszedł na szafki w kuchni, zaszył się w kącie, naburmuszył jak sowa i patrzył tymi wielkimi złocistymi oczami. To ta szafka, na którą wczęto włazi, zwiesza główkę w dół i każe się miziać. Rytuał powtarzany od zawsze. Ale nagle - NIE. Nie będzie reagował na moją wyciągniętą rękę. Wbija wzrok i wyraz pyszczka ma taki, jakby mówił: "Nie chce mi się z tobą gadać". Nie to nie. Podstępnie poszurałam w lodówce, wystawiłam przysmaki. Nie. Nie zejdzie.
- Zamawiał pan z dostawą do domu?

- pytam grzecznie, wystawiając mu miseczkę na wyżyny z których mnie tak niełaskawie traktuje

.
Odpowiada mi pełne aprobaty mrauknięcie, przysmak znika w tempie błyskawicznym, a po chwili kotek zwiesza łapki i łepetynę i ... "no miziaj mnie już miziaj. Zezwalam".
Miziam długo i intensywnie, drapię za uszami, smyram po łapeczkach. Kocur w siódmym niebie. Ufff... będzie już chyba dobrze...
Ale nie. To jeszcze nie koniec "muchów w nosie".
Mija godzina. Koty niby się bawią. Słyszę żałosne piski maleństwa. Biegnę z odsieczą. Alienik zsunął się za łóżko - wisi kurczowo wczepiony przednimi łapkami w tapicerkę, a nóżki majtają mu bezradnie. Duży sadysta stoi nad nim i nie pozwala koteczkowi się wydostać.

Na mój widok udaje greka: "no przecież nic się nie dzieje, ja nie wiem o co temu smarkaczowi chodzi"
Wieczorem przyszła koleżanka. Kit za nią przepada, bo to kociara jakich mało i umie zaskarbić sobie kocie łaski

.
Przywitał ją owacyjnie - gdyby potrafił, pewnie by bił brawo

. Ale nie umie, więc zamiast tego rozpoczął taniec godowy wspierając swoje popisy urozmaiconym wokalem. Starał się skupić całą jej uwagę. Jak na złość jednak przecież był jeszcze mały okropny Alien, którego ona dotąd nie widziała

. I wtedy okazało się, że starsze książątko nie życzy sobie, żeby ktoś miział jednocześnie jego i tego małego pędraka

, który zaledwie dwa i pół tygodnia przybył do domu, a już zajął mu drapak, żre z jego miseczki i bezczelnie przesiaduje u państwa na kolanach. Jako że tak być absolutnie nie może odtrąbił koniec audiencji. Ugryzł kumpelę, wtłukł Alienowi

, pokręcił się jeszcze chwilę po domu, a wreszcie poszedł do szafy, w której często ostatnio sypia

.
Trochę śmieszne, ale... Martwi mnie, że mimo tej pozornie doskonałej sytuacji, podejrzanie łątwiej akceptacji intruza, z Kita momentami bardzo widocznie wychodzi stres. Nie potrafię określić jak bardzo jest silny. Czy to kocie fanaberie, czy może powód do niepokoju...
Bardzo staram się, żeby nie czuł się odrzucony. To zresztą przychodzi mi bez trudu, bo Kit to.... Kit. Ten wymarzony, wyczekany przez całe życie kot, w dodatku mądry, piękny i taki niesamowicie barwny, jeśli chodzi o charakter. Po prostu wyjątkowy

. No zresztą sami wiecie

Mój pierwszy kot. MÓJ kot, bo tak właściwie to Alien jest TŻtowy
Ale teraz ma dni, kiedy jest ostentacyjnie nieszczęśliwy, albo ostentacyjnie przytulasty. Mieliście kiedyś takie kryzysy we wzajemnym współistnieniu kotów, które właściwie się już zaakceptowały? I czasem tyle radości sprawiają swoim widokiem...
Dwa koty i każdy tak bardzo inny. Napiszę o tym kiedyś, bo już teraz wyraźnie to widać. Kit ma duży temperament, uczestniczy we wszytkich domowych czynnościach, pomaga obierać ziemniaki, wsadza nos w garnki, drepcze w odległości pół metra za odkurzaczem i włazi hydraulikowi do torby z narzędziami

. Alien spokojny, stonowany, ma ze trzy razy mniej energii i ciekawości świata od swego starszego kolegi, choć jak obiektywnie spojrzeć - to nie jest to niepokojące. Normalny kociak. Nie osowiały, coraz silniejszy i pewniejszy swoich praw w tym domu, ale wariactwa w nim jest tak tyci-tyci. Jeśli Kit woli poprzeszkadzać wciskając zapracowanemu człowiekowi głowę pod pachę ("No przesuń się, bo nie widzę dokładnie co robisz... O tak, teraz jest ok. Niewygodnie ci? To nic, tak ma być"

), Alien czeka na chwilę odpoczynku człowieka. Dopiero wtedy pakuje się na kolanka i włącza terkotkę ("Jak fajnie. Na podwórku mnie tak nie miziali"

).
Ale podobieństwa i różnice to temat na osobną opowieść
Zastanawiam się... czy przyszłość przyniesie uspokojenie ich kontaktów i zacieśnienie więzów, które już chyba są, czy przeciwnie - przestaną się sobą interesować i zaczną żyć razem, ale osobno, każde w swoim świecie...