Malg0s1a pisze:Och te moje pociechy. Normalnie w ciągu paru dni zakociłam się w 100%. Nie mogę się pozbierać, ani w domu, ani w pracy. Ciągle się wszędzie spóźniam, bo niczym wyjdę muszę jedną i drugą ślicznotkę wyściskać, wybawić i wytarmosić. Nie wiem jak mogłam do tej pory żyć bez kotaWczoraj byłam z dziewczynami u weta na pierwsze szczepienie (3). Byłam normalnie w szoku. Za pierwszym razem przy odpchlaniu, dziewczyny o mały włos nie rozszarpały pana doktora i o mały włos nie zdemolowały gabinetu. Wczoraj - anioły
Siedziały w koszyku grzeczniutko, czekając na wizytę. Potem bez żadnych harców, każda po kolei wychodziła w milczeniu, czekała na zastrzyk i grzecznie wracała do koszyka. Panu doktorowi szczeka opadła mi zresztą też.
Koty nauczyły się:
1. kiedy je wołam na puszkowe jedzenie. Przybiegają i miałkom nie ma końca, dopóki nie dossają się do misek.
2. że jak nad ranem będą podgryzać moje stopy, to w końcu wstanę i im dam jeść.
3. że jak rozpędzone wskoczą na kapcia, to mają cudną deskę surfingową (fal tylko brak).
4. że na suszarkę do bielizny świetnie się można wdrapać
5. że jak już się wdrapie, to można ściągnąć świetną zabawkę w postaci np. bluzki
6. że jak już się ma bluzkę to można:
a) z nią fantastycznie biegać, po cały domu trzymając ją w zębiskach i ciągle potykając się o nią
b) zawijać się w nią drapiąc i podgryzając
c) ślizgać się równie dobrze jak na kapciu
d) pod koniec zabawy bluzka zmienia kolor, z czarnej robi się fantastycznie szara i ma ferfocle, które też służą świetnej zabawie.
eh....
Ja natomiast uczę się pilnie jednej tylko rzeczy: CIERPLIWOŚCI.
Widzę, że dokładnie jak moje kociska, z tą różnicą, że moje zawsze punkt 6 siadają pod moim łóżkiem i zaczynają miauki, jęki i inne śpiewy bylebym tylko wstała i dała coś do jedzenia:) Ah te koty:) Nie wyobrażam sobie teraz domu bez nich:)
Ale super, że małe tak szybko się przyzwyczaiły, tak się cieszę!
