Te diabelne koty mnie postanowiły mnie jednak wykończyć

.
Wszystko jest w tym roku spóźnione, bo ręka jednak jeszcze daje w kość, więc rychło w czas porządkowałam garderobę na lato.
Puchate sweterki postanowiłam wsadzić na lato do wielkiej, sztywnej walizy (zazwyczaj rezydującej w garderobie pod sufitem), coby nadal były puchate

. Pół dnia była walka, kto położy się w walizie

. Wygrał Moher. Po walce suwak w walizie zamknęłam
prawie do końca, bo a nuż sobie przypomnę, ze trzeba coś włożyć. Nic mi się nie przypomniało, więc leżała do powrotu siły roboczej - bałam się sama to ruszać, żeby się mi się w rączce śrubki nie rozkręciły.
Domknęłam suwak i na szczęście przesunęłam walizę zdrowa ręką na moment przed zapakowaniem na górę. Cuś ciężkawa była. Nie miało prawa tam wejść nic oprócz płaskiego tasiemca, ale na wszelki wypadek sprawdziłam. Rozkosznie zaspany wypełzął Sybirek

.
To juz jego drugi taki numer po poszukiwaniach na wsi i spaniu w szufladzie. Na ile może spłaszczyć się kot?! Ciekawe, czyby się obudził przed zimą

.
Wścieknę się chyba, bo rzucają u nas szczepionką na wściekliznę - szlaban przynajmniej na dwa tygodnie. Coś mamy pecha w tym roku
