Tak więc odbyliśmy wizytę u dr. Jagielskiego na Białobrzeskiej. Trwała ona 3.5 godziny, a kotuś głodował od północy aż do teraz
Z jednej strony, bardzo się cieszę, że zdecydowałem się na leczenie u dr. Jagielskiego. Jak w tajemnicy wyszeptali mi jego stali klienci, "nie mogłem trafić w lepsze ręce".
Niestety, wcześniej w tym wątku już padła właściwa diagnoza. Białaczka to tylko szczegół. Tasio ma chłoniaka w śródpiersiu i chłoniaka rdzenia kręgowego. Dr Jagielski powiedział, że jest pewien tej diagnozy na 100%. Wg niego, należy natychmiast rozpocząć chemioterapię, ale szanse na poprawę są niewielkie. Zresztą, owe "szanse" - to kilka dodatkowych miesięcy życia, nic więcej. W przypadku, gdyby się powiodło, guzy i guzki mogą ustąpić, a więc sprawność kończyn może wrócić. Jest ponoć tylko jeden lek (nie zapamiętałem nazwy), który działa tak głęboko, że działa również na układ nerwowy i rdzeń kręgowy. Jest on natomiast szkodliwy, jeżeli chodzi o wątrobę. Więc tak naprawdę musimy poświęcić wątrobę. "Wszystko albo nic", powiedział lekarz. Jako alternatywa pozostaje tylko eutanazja. Gdyby nie podjąć się leczenia, Tasio będzie miał coraz większe problemy z poruszaniem się i dodatkowo problemy z oddychaniem, aż by się udusił. Doktor radził mi specjalnie się nie łudzić, jeżeli chodzi o skuteczność, bo u kotów to tak jest, że albo chemia od razu działa, albo nie działa wcale i wtedy nic nie pomoże. Obecnie, powiedział dr, jakość życia kotka absolutnie się nie kwalifikuje do jego podtrzymywania.
Kotuś miał rentgen, miał USG, biopsję (był pod narkozą i długo się wybudzał), pobrano mu krew. Wyniki biopsji i krwi będą jutro, a więc znów z nim jadę.
W klinice rzeczywiście jest bardzo ciasno; pod koniec wybudzenia wylądowaliśmy w małym pokoiku o wielkim pogłosie, gdzie były jeszcze 2 duże psy, które właśnie zaczęły się użerać. To było coś...
Ale odległą i gorącą podróż Tasio zniósł dzielnie i spokojnie. Co prawda, boi się teraz wyjść z klatki, tak w niej i siedzi, więc musiałem mu wstawić miskę wewnątrz
Ale najbardziej go bolało wyciskanie moczu w lecznicy. Muszę się tego niestety nauczyć. Nie wiem, czy on jeszcze będzie w stanie załatwiać się samodzielnie. Najgorsze jest to, że mam różne wyjazdy, w czasie których ktoś raz dziennie wchodzi do mieszkania i dokłada kotom karmy, a z resztą koty radziły sobie dotychczas same. Ale ten "ktoś" absolutnie się nie nadaje do wyciskania kota... I to jest dopiero problem...
