kamari pisze:Dzisiaj dzień jakby bardziej optymistyczny. Niby nic wielkiego się nie stało, ale jakaś nadzieja zawisła w powietrzu.
Niusia i Ominia siedzą ze mną w pracowni przez cały dzień, a właściwie pod krzaczkiem przy pracowni. Niuśka jest najszczęśliwsza, kiedy może łazić po trawce. Ominia zrobiła się ogólnie szczęśliwa

Dziewczyny bardzo się zaprzyaźniły, co w przypadku Miśki jest wielkim wyczynem, bo kotów to ona z natury nie lubi.
Patrząc jak Niusieńka gania muchy i wącha kwiatki mam dodatkowy bodziec do szukania nam domu.
To czego szukamy, nazywa się "siedlisko" niby na wsi, ale troszkę na uboczu, z dużym kawalkiem ziemi.
Mamy juz kilka miejsc na oku. Niesamowite jest to, że taka przeprowadzka jest możliwa.
Pare lat temu uciekliśmy z rodzinnej Warszawy, a teraz wyladujemy we wlasnym kawałku nieba. Mężulo stwierdził, że może być dalej od cywilizacji, jeżeli warunki będą lepsze, ale zarządał własnego hamaka
Ja też chcę hamak

i poletko na kwiatki inne mniej absorbujące warzywka. I na krzaczek czerwonej porzeczki. I musi być jabłonka dla Omini

I maliny...i truskawki.
Uwielbiam grzebać się w ziemi, rośnie mi wszystko, więc mam nadzieję, że się uda.
A najbardziej marzą mi się ziemniaki z ogniska..już nie pamiętam, kiedy takie jadłam, teraz tyle przepisów na "nie".
Cioteczki, wpadniecie z wizytą?
Oj tak , Kamari, to jest zycie
A co do tego, ze wszystko cudnie Ci rośnie , nie mam żadnych wątpliwości, wystarczy popatrzeć na kurduple
A ja dzis dostałam propozycję wzięcia takiego maluszka, dziewczyna, która uciekła z forum, a z którą jestem w kontakcie, zabrała ze wsi dwa maluchy, będące
zabaweczkami dla dzieci. Sama nie moze ich zatrzymac, mieszka w małym miasteczku, nie ma pracy, utrzymują ja rodzice, ma długi po leczeniu swoich kotów, które straciła po chorobach w podeszłym wieku. Jest od dawna w depresji i chyba trochę nie wydolna życiowo.
Po jej mejlu ja jestem w depresji, dwa cudowne maluszki, szara dziewczynka i szarobiały chłopak na oko ze dwa miesiace, czyściutkie ,śliczne.
Ale kasa, kasa, kasa...
Zadzwoniłam do mojej wetki - na start 100 zł moze nie wystarczyć, mówię o jednym, po miesiącu jeszcze więcej, a TŻ od trzech miesięcy ma tylko dorywczą prace, moja to tez wielka niewiadoma, juz teraz się martwię , bo Miska w czerwcu musi mieć szczepienie p/ko białaczce, a to tez 80 zł. I to, cholera jest najgorsze,że człowiek nie na czym stoi. Ja niby mam emeryturę - hahaha, 900 z kawałkiem, tyle co za wynajem małej chatki z ogrodem płacimy, a gdzie reszta?
Jak w tej sytuacji wziąc kolejnego kota? A serce boli , bo burasek to moje marzenie. Odpisałam, że nie mogę, ale cały czas biję się z myślami, TŻ - kociarz zagorzały przypomina, że wetka ostrzegała, że Misia może przepłacic dokocenie chronicznym zapaleniem pęcherza, że jest nosicielką wirusa kalici i kociaka zarazi zanim go zaszczepię, bo warunków do izolacji nie mam żadnych..
ech, sorry za zaśmiecenie tego cudownego wątku,ide spać, moze jakieś rozwiązanie się przyśni