Takiego nieszczęścia jeszcze z bliska nie widziałam. Kot - kiedyś puchaty, w typie maine coona, jest szkieletem obciągniętym zdredowanym futrem. Oczy zaszłe bielmem, z jednego cieknie ropa. Chyba nic nie widzi. Na łapkach - łysiny. Jest kompletnie wycieńczony. Dałam mu trochę miamora, ale tylko wylizał galaretkę, natomiast rozrobione zółtko pochłonął i wylizał talerzyk. Boję się dać mu coś więcej.
Po zjedzeniu pogłaskałam go po łepku, a to nieszczęście zaczęło mruczeć....
Nie chce spać na kocyku - zwinął się na podłodze i zasnął. Jeśli dożyje do jutra, jestem umówiona z moja wetką. Dzisiaj nie mam jak jechać z nim do lecznicy całodobowej - najbliższa jest na drugim końcu Krakowa, a nie jestem zmotoryzowana.
Może uda mu się przeżyć tę noc....
