Rozumiem Cię doskonale, bo mój ukochany pierwszy kotek Karolek, którego kochałam bardzo odchodził w wieku 7,5 roku na raka trzustki. Walczyliśmy do ostatniego dnia i do ostatniego dnia nie traciłam nadziei

Nigdy nie zapomnę mojego księcia ( tak go nazywała moja wetka)

Ale również opowiem Ci historię z happy endem. Trzy miesiące temu u mojej najstarszej kici zauważyłam takie mocno wypukłe boki, jakby była w zaawansowanej ciąży. Poza tym nic niepokojącego nie było. Szybko poleciałam do wetki, która oświadczyła mi, jeszcze przed badanie, że kicia jest w ciąży. Wiedziałam, że to nie jest możliwe. Po zbadaniu " ciąża" okazała się guzem. Jeszcze tego samego dnia kicia była operowana. Szanse też miała niewielkie, bo i wiek, i wielkość guza i rozległość operacji zmniejszały jej szanse. Trzeba dodać, że kotka przed operacją ważyła 3,30 kg a sam guz po wycięciu ważył ponad 1 kg. Wetka powiedziała, że czegoś takiego jeszcze nie widziała.
Kicia bardzo dzielnie zniosła operację, codzienne dojazdy na antybiotyk i kroplówki i cały okres rekonwalescencji.
Dzisiaj świetnie się czuje, nabrała ciałka i wszystko jest ok.
Materiału nie oddałam na badanie, ponieważ to i tak nic nie zmieni. Jeśli byłby przerzut to i tak nic nie mogłabym zrobić, a tak cieszę się każdym dniem mojej kici.
Jestem z Wami, Hakitko i Zulusku.