pinokio_ - respekt. Kotkę już można ciąć, dzieci już same jedzą. Więc śmiało.
Ale dziewczyny, zastanówcie się. Ta kotka urodziła się na wolności. I żyła tam przynajmniej rok, przetrwała zimę. Obecnie można się do niej zbliżyć na 2-3 m ale reaguje paniką. Nie ma najmniejszej ochoty na kontakt z człowiekiem. Dzieci da dotknąć bo się boi. Nie każda kocica jest tygrysem. Sądzicie że siedzenie w domu będzie dla niej szczęściem?
Tyle jest oswojonych kotów z którymi nie ma co zrobić:
Mega tulaszczy 4 mies
rudzielec na działkach - we środę mam po niego jechać i ... nie wiem co dalej.
Pusia której karmicielka pozwala na spacery po parapecie 4 piętra

(kotka DOPIERO raz spadła

),
piękny dymny
Mruczek którego wystawiono na ulicę (pani wyjechała)
Kropek którego pani wystawiła bo "dzieci teraz chcą pieska".

No i długo by wymieniać...
Nasuwa mi sie tu historia
Bielinki nr 1

Kota była złapana na działkach na sterylkę, karmicielka ją prawie oswoiła (4 mce to trwało) ale zimno było i kobiecie szkoda było wypuszczać. Potem inna pani wzięła - całkiem fajna. Kobieta się starała próbowała dogadać się z kotą przez 2 tygodnie (kota dawała się dotknąć, ale nie chciała jeść i załatwiła się może ze 2 razy, kobieta bała się o jej zdrowie). Umówiła się że ja odwiezie, ale kotka jej zwiała po drodze z transportera. I wcale nie uważam że to było dobre. Kotce z pewnością byłoby lepiej w miejscu bytowania gdzie się urodziła i umiała żyć. A tak nikt nie wie gdzie jest i co się z nią stało
