Melduję się na wątku - i leczę zbolałe gardło...
Nie miałam sił ani ochoty żeby coś napisać ale tradycyjnie już szereg konferencji (czy też koteferencji) przez telefon przeprowadziłam z Basią i Marzenią...
Wyobraźcie sobie, że na tę imprezę z okazji 20-lecia firmy Renifera jednak poszliśmy (co prawda z 2-godzinnym opóźnieniem).
Ja racicami się broniłam żeby nie iść (chciało mi się strasznie spać, zwierzyna nie oporządzona (prawie 14 godzin nas nie było, nie przewidzieliśmy, że to tak długo zajmie ale było warto

), po długim przejeździe kociowozem, który szybko zamienił się w szambiarkę

(a zresztą Renifer i Marzenia mieli ubranka w tymże właśnie fasonie

) człowiek nie czuł się ani nie wyglądał wyjściowo, ale postanowiłam się jakoś wziąć w garść - po opóźnionym obrządku kociej stajni Augiasza i próbie uspokojenie kocich awantur... znalazłam łazienkę i prysznic, hurra!!! No cóż - Renifer poświęcił cały dzień jako kierowca i łowca ioraz koci ratownik to wiecie, rozumiecie, nie wypadało. Tym razem ja za kierowcę, bo cżłowiek musi z tej naszej wsi jakoś do Warszawy i z powrotem dotrzeć...
A jako zwierzę społeczne... czym prędzej wpadłam w wir zabawy...
I przypomniano mi, jak to wcześniejszymi czasy jak jeszcze były wyjazdy integracyjne autokar z firmy Renifera wyjeżdżał na takiż do Wilna a ja w tym czasie zdawałam egzamin na prawo jazdy przekonana, że oczywiście nie zdam....
A autokar poczekał na mnie... ja w tajemniczych okolicznosciach zdałam (jak skomentował pan egzaminator: "Całkiem nieźle....., tylko żeby jeszcze Pani tak nie gadała"

) i cały autokar powitał mnie z toastem a właściwie zawartość autokaru powiatała mnie z toastem....
Renifer cichcem popakował mi jaikeś ubrania w sposób dość przypadkowy, ale do Wilna pojechałam...
I nagle uświadomiłam sobie, że znam i lubię tych ludzi, ze mogę sobie odreagować, mogę udać, że umiem tańczyć, itd..., itp...
Gardło mnie boli... czas umierać, ale wczorajszo-dzisiejszy dzień nie skończył się porażką
Ja zaraz oczywiście o kotuńciach napiszę, bo kosmicznie monopolizuję wątek sczycieński swoją martyrologią...
Prześlę (jeśli można) kilka zdjęć ze Szczytna ze schronu (kilka przypadkowych, robionych jedną ręką w czasie trzymania kontenerka na łapanie szósteczki, niestety nie było czasu na prawdziwe zdjęcia).
Smarti wraz z TŻ - jesteście koooooot-kochani
Dzięki wam kociowóz o lekkim zapachu natury

miał szansę odbyć historyczną podróż,