Miałam jeszcze opisać wczorajsze wydarzenie.
Od pewnego czasu Niki przejawia wielkie zainteresowanie klatką schodową, więc jej po powrocie do domu czasem zostawiam otwarte drzwi. Siada na progu i wącha. Co jakiś czas zdobywa się na odwagę zrobienia kilku kroków, ciągnąc przy okazji brzuchem po podłodze - mój bohater

ale ciut głośniejszy dźwięk z klatki lub nawet z mieszkania, powoduje, że momentalnie kot jest z powrotem

normalnie medal za odwagę!!!
Wczoraj przyszła do mnie mama i sama na dole otworzyła drzwi - domofon zabrzęczał. Niki od razu wie, że to ktoś idzie. Siedziała wtedy ze mną na kanapie i zaczęła się wpatrywać w drzwi. Wzięłam więc ją na ręce i wyszłam na klatkę - dwa w jednym: 1) nauka bycia na rękach (jest coraz lepiej), 2) poznawanie nowego terenu w towarzystwie dużej (to miało być na korzyść Niki

).
Oczywiście niezadowolenie przezwyciężyła ciekawość, ale na krótko, bo panna masakrycznie zaczęła się wyrywać (kilka kutych ran na moim ciele

). Wyrwała się i popędziła w stronę mieszkania. Ja w tym czasie rozmawiałam już z moją mamą, a że ze schodów nie widać drzwi mojego mieszkania, bo znajduje się w zaułku klatki, usłyszałam tylko głośne zawodzenie Niki - to był przeraźliwy płacz mojej kici. Wyskoczyła znów na podkulonych nogach i znowu pobiegła do mieszkania, dalej zawodząc. Podbiegłam i dopiero zobaczyłam, że drzwi się przymknęły, a Niki nie może wejść do środka. Wpuściła ją i dopiero odetchnęła. Ale gdy wróciłam na klatkę zobaczyłam kałużę... Stres Niki (wszystko trwało może 1 min.) był tak wielki, że ze strachu się posiusiała

tak mi się szkoda maleństwa zrobiło, że poszłam od razu jej zrekompensować to dobrym jedzeniem i przytulaniem - udało się!
Moja mama wreszcie zobaczyła, że Niki b. przeżywa różne trudne, nawet podobne dla ludzi, sytuacje. Nikuśka zyskała jeszcze więcej jej sympatii - wieczorem długo się bawiły
