polski, łacina i angielski
z łaciny zwolniona (olimpiada)jeśli chodzi o matematykę - umiem dodawać, odejmować, mnożyc i dzielić
i muszę powiedzieć, że mi wystarcza
(uprzedzę pytania o liczenie procentów - przecież to tez dzielenie, albo mnożenie
)równania z jedną niewiadoma rozwiązuję "na piechotę", bo jak widzę
x, to mnie ciarki przechodzą, tak przypomina pająka
Równań z dwiema niewiadomymi nie rozwiązuję - już na oko widać, że tego się nie da rozwiązać
wielomiany nie istnieją w mojej rzeczywistości
za funkcje trygonometryczne paliłabym na stosie
nie wiem co to są logarytmy - nie miałam tego w programie i jakoś żyję
geometria powoduje u mnie mdłości - szczególnie rysowanie figur bez u życia przyrządów - na zasadzie wyliczania - to jakis absurd, niezgodny z wolą bożą na pewno
całki i różniczki są to mikro-zwierzątka wodne
nie wiem jakim cudem uwielbiałam w szkole chemię i byłam z niej całkiem dobra, nawet jak chodziło o rozwiązywanie zadań; może wystarczyły 4 podstawowe działania?
nienawidzę fizyki - takiego durnego nudziarstwa, wypełnionego wkuwaniem na pamięć wyprowadzania wzorów, nigdy już potem w zyciu nie spotkałam - nawet ekonomia polityczna na studiach była śmieszniejsza i mocniej pobudzala kreatywność (migania się od nauki

)
Moje szkoły nauczyły mnie tylko jednego - że jak nauczyciel chce zgnoić ucznia, to go zgnoi.
Spotkałam tez kilku wspaniałych nauczycieli - ale oni w ogóle byli wspaniałymi ludźmi i kontakt z nimi, to był zaszczyt dla mnie, tępego żuczka.
Im zawdzięczam, że nie jestem kompletnym matołem, mimo, że matematyka to dla mnie terra incognita.
Zwykłe studia, po szkole nie wiele różniły się od samej szkółki, chyba nie rozumiałam, że teraz uczę się, bo mogę, a nie bo muszę
Najfajniej jest studiować po 40-tce, bo człowiek ma z tego kupę fanu. I wie, że robi to dla siebie i dobrej zabawy, a nie żeby wypełnić jakieś zadanie.
Chociaż nie powiem - przed pierwszym egzaminem nie wychodziłam z kibelka - bałam się że w ogóle nie dotrę na uczelnię

Rozważania edukacyjne

o poranku
przynajmniej nigdy nie wciskałam kitu moim dzieciom, że miałam same piątki na świadectwach
Natomiast chętnie udostępniałam mój dzienniczek z przedszkola, zeby pokazać ile czarnych krop szczerzy tam zęby - nie byłam najgrzeczniejszym dzieckiem w grupie
Córka mi dzis rano zaproponowała, że w rok przygotuje mnie do rozszerzonej matury z matmy. Nie wiem, czy skorzystać z tej oferty, bo byłoby to narażenie jej na niebezpieczeństwo załamania nerwowego. Tego się nie robi dziecku
