» Nie maja 01, 2011 21:57
Re: Widzę,Czuję.Mam Duszę i Serce.Nas kotów jest wiele.Zima.II
Mam niestety potwierdzoną wczoraj śmierć jednej z kotek z naszego stada. Stara koteczka. Ponad miesiąc temu dotarła do miejsca, w którym karmie Niunię. Być może wcześniej, to ta kotka przyprowadziła tam szarego kociaka i porzucila póżną jesienia. Tak czy inaczej koty bardzo dobrze się znały, tolerowały i tuliły do siebie podczas jedzenia.
We wtorek obydwa nie pojawiły się na posiłku.Zwykle kocurek czekał z Niunią a koteczka maści krówka czekała kilka metrów bliżej w okolicy parkingu przyblokowego.Następnego dnia znów żaden z nich się nie pojawił. W piątek pojawiła się znów sama Niunia, tym razem w towarzystwie swojego brata Misia. Ale nic ponadto.Kiedy kończyłam nakładać jedzenie, zagadał mnie człowiek, który właśnie parkował samochód do garażu.Powiedział że w poniedziałek lub we wtorek w ciągu dnia w godzinach popołudniowych był świadkiem jak dziewczyna dzwoniła do schroniska po pomoc dla kotki, która prawdopodobnie uległa wypadkowi samochodowemu i miała problem z poruszaniem. Podobno ciągnęła tylnymi łapkami i nie miała siły iść.
Kiedy usłyszałam tą wiadomość ,już znałam dalszy ciąg tej historii. W sobotę zadzwoniłam już bez żadnej nadziei do schroniska, żeby potwierdzić moje przypuszczenia......
Usłyszałam że kotka niestety nie przeżyła.Ale poproszono o upewnienie się w poniedziałek. Jak było faktycznie...nie wiem. Stara zabiedzona, wiekowa. Być może poważne złamanie.Komu mogło zależeć, aby ją ratować... Żal wielki zal. Przyszła do nas po Pomoc. Po lepszy Los. Po pełny brzuszek co dzień.
Była tak zabiedzona. Nawet Cudak1 pytała mnie co ze sterylką. Pisałam że trzeba odczekać. Poprawić kondycję bo mizerniutka jest.
Trudno bez bycia na miejscu stwierdzić, jaki był uraz i czy kwalifikował się do uspania.Nic jej już życia nie zwróci. Ktoś inny podjął decyzję....
Jednak pamiętam dość dobrze przypadek inny.Sprzed kilku lat. Młody roczny kocurek. Zawieziony do schroniska przez chłopaka mieszkającego dwa bloki dalej ode mnie.Młody kot, pragnący żyć.Tulił się, jadł z wielkim apetytem. Uległ wypadkowi, bo prawdopodoobnie stało się to z reki człowieka i kot został strącony w bardzo wysokiego komina. Tam został znaleziony.Chłopaka nie stać było na koszt operacji a wiadomo było że łapka była złamana.Wiadomo też ze musiało się stać niewiele wcześniej, bo sama często przechodziłam tamtą drogą i nic nie widziałam ani nie słyszałam jego płaczu. W schronisku podjęto decyzję o eutanazji. Sugerując że złamanie to stara sprawa i nie kwalifikuje się do leczenia. Tak młody kociak zakończył swoje życie. O wszystkim dowiedziałam się kilka dni pożniej.