Kluś ciągle żyje, ale jest od paru godzin w takim samym, bardzo ciężkim stanie. Nie przyjmuje żadnych pokarmów i płynów dopyszcznie. Na siłę udało mi się świtu wlać w niego 3 kreski Ag

Mleka nie przyjmuje. Co 4 godziny kroplówka z dopalaczem. Najlepiej czuje się na dużej butelce z gorącą wodą.
Czarnuszki żyją i drą się wniebogłosy. Nawet wtedy gdy są nakarmione, odsączone, umyte i wymasowane. Dokarmianie to bułka z masłem w porównaniu z karmieniem

To jest dwójka terrorystów, przystawiająca mi jednocześnie pistolety z dwóch stron głowy.
Wyglądają na zdrowe.
Punia kiepsko się czuje. Wczoraj z Justynką wycinałyśmy jej dredy na brzuchu. Wygląda koszmarnie. Jeszcze nie tak dawno mogłam ją czesać (z wyjątkiem brzuszka) i ładnie wyglądała. Teraz jej sierść to obraz nędzy i rozpaczy. Nie pozwala na dotykanie szczotką ani na żadne inne zabiegi.
Wczoraj nie udało się, może dziś, zrobić zdjęcie tej rany na języku. Jest straszna.
Kotka nie je, nie pije. Nie może, to chyba straszny ból. Mimo to Ag podaję jej do pysia.
Micia całkowicie oddaliła się od rodziny. Jest w innym pomieszczeniu. Znalazła sobie ciemny kącik i w nim ciągle przebywa. Wychodzi tylko do kuwetki, na jedzenie.
Palusia całkowicie zdrowa, michę ciągnie. Wołowinkę od razu załapała i za każdym razem, gdy szykuję następny posiłek to mam wrażenie, że sprawdza, co jest.
Mleko. Patrzy na mnie, że może jednak coś jeszcze szykuję.
Nie, teraz jesz mleczko i chrupeczki. Wcinaj. No i wcina, nieodmiennie stojąc dwoma łapeckami w swoim talerzyku.
Pirat już całkowicie zdrowy, ale to chyba już pisałam.
Wyklinam samą siebie, że na pomysł z sedalinem wpadłam tak późno.