Muszę napisać, że jestem bardzo wzruszona obserwując ostatnio relacje (przyjaźń?) jakie wywiązały się między moją najmłodszą córką, a naszą kotką Nianią. Jest to o tyle ciekawe, że wspomniana powyżej córka - jako zdecydowana wielbicielka psów - nigdy wcześniej nie darzyła aż taką sympatią żadnego chyba z naszych kotów (byłych tymczasów). No, może Asa z Opola czasem do dziś jeszcze wspomina bardzo czule… Ale As od początku był wielkim przytulakiem, słodziakiem i co tam jeszcze… I w ogóle był duży, trochę puchaty i piękny… Stworzony do kochania
A Niania? Jak to Niania: mina Pani Prezes, jak to ostatnio określiły dziewczyny

Starsza kotka z własnym zdaniem (ale co ciekawe, kiedy grozi łapką, nigdy, przenigdy nie wyciąga pazurków), ani specjalnie piękna, ani puchata, ot zwykła buraska z charakterystycznym wyrazem pyszczka.
Nie wiem, co takiego wyróżniło Nianię, że najmłodsza córka tak bardzo ją polubiła. A nie daj Boże, że ja zażartuję i nazwę Nianią „starą zrzędą”, „małym wredziolkiem” lub kochanym „brzydaczkiem”. Muszę natychmiast Nianię przeprosić, bo córka sobie NIE życzy, żeby ktoś tak Nianię nazywał, bo Niania jest „piękna, mądra i w ogóle ma „profesorski”wzrok”

.
Niezwykłe jest także to, że Nianioszek odwzajemnia córce jej sympatię: kotka często przychodzi na kanapę, gdy najmłodsza ogląda np. kreskówki w TV. I tak razem sobie siedzą. A jak Niania ma ochotę na pieszczoty, to kręci się wokół Luizy, podrzuca pyszczkiem rękę i dopomina się o swoje…
To chyba byłby bardzo wdzięczny temat do napisania wiersza: o starszej burej kotce i małej dziewczynce z jasnymi warkoczykami…
A tu coś dla ewentualnych wielbicieli Krzywusiowego intelektu
