


Sprawa jest jeszcze bardziej skomplikowana. Zdecydowałam, że zabiorę te koty, a potem bede sie martwic. . . .niestety nie zabrałam, bo kobieta pokazała się w oknie i powiedziała mi zebym uszanowała jej wolę i nie zabierała tych kotów, bo ona jeszcze zyje i opiekuje sie nimi i pilnuje. Zaczełam rozmawiac, ze trzeba wysterylizowac kotke, kocieta oswajac, bo sa dzikie to nie beda mialy szansy na domki stale, ze zabiore i zaopiekuje sie. Powołałam sie na mojego brata, ktorego ona zna i bratową. Nie chciala nawet słuchać. Powiedziala ze do puki ona zuje nie pozwala ich ruszac. Poniewaz to bardzo chory czlowiek, to zglupialam i nie wiedzialam co mam robic. Brat mowil bierz, bo one i tak zginą, bo je sąsiad powytruwa, ze zawsze tak jest. Albo dzieciaki porozciągają, albo po prostu jak zaczną wychodzic to przepadną. Wchodzą pod samochody, pod maski samochodów, psy zagryzają. Nigdy kociaki nie przeżywają zimy, bo na całym osiedlu nie ma ani jednego okienka bez kraty.
Zostawiłam te koty i nie moge sobie miejsca znaleźć. Nie wiem co robic dalej.