Wariatka seniorka przyatakowała raz Milagros (Maria de Milagros), ale nic wielkiego się nie stało...
Po raz kolejny przekonuje się, że człowiek może wyrządzić większą krzywdę niż stado znerwicowanych kocurów. Ona nie boi się kotów ani się z nimi nie chce bić.
Milagros jest prześliczna, kolejki powinny się do niej ustawiać.
Na ręce nawet nie próbuje ją wziąć - te kilka dni mogło tak zaważyć na jej życiu.
Zrobiła koopala pod szafką na książkę mojego taty... mimo porozstawianych strategicznie kuwet.
Wydaje mi się, że chciała się schować, tam czuła się bezpiecznie.
Umyłam książkę i przestawiłam kuwetę w wybrane przez kocię miejsce.
Tak sobie myślę - może bachorki ją ganiały i nie dały w spokoju skorzystać z kuwety, może coś takiego przydarzyło się też tam...
Pani nic nie wspominała ale już słyszałam przy innej okazji o wycieraniu odchodów kocim pyszczkiem w ramach nauki oczywiście (przepraszam za makabryczno-obrzydliwe opisy). Ta kobieta też mogła bić kota za niespełnione złudzenia i nadzieje.
Coś się musiało dziać - nigdy się już do końca tego nie dowiemy.
Oprócz tych odruchów lękowych przy głaskaniu

to jest koci aniołek, nie tupie jak Mućka, nie hałasuje, nie drapie ani nie gryzie (choć takie były główne zarzuty).
Coraz bardziej przekonuje się, że opatrzność czuwała i dlatego zdecydowałam się ją odebrać... to miało sens....
Nie istotne, że kocury są trudne a ja nienajmądrzejsza.
Ona wyszła z tego obozu.
Cóż może być gorszego od tego co przeżyła (a o czym niewiele wiemy, ale sądzimy po zachowaniu).
Nikt tu nie wrzeszczy. Radio jest włączone prawie przez cały czas, telewizora nie ma.
Dziękuję Wam serdecznie za wsparcie.
Cholera i ta histeria miała sens skoro przysłużyła się temu biedactwu.
Postaram się przesłać zdjęcia milagros, a teraz muszę zobaczyć jak koty "grają w kocie szachy"
