Wątek, o którym mówisz, jedynie przejrzałam i też znam rzecz jedynie ze słyszenia; zobaczyłam zdjęcia tych psów i zaniemówiłam. Stąd ten wąteczek. Taka mała rewolucja: przynajmniej psy się najedzą. Nie na długo to starczy, ale więcej nie damy rady w tym momencie. W akcję w sprawie radomszczańskiego schroniska zaangażowały się dziewczyny z łódzkiego TOZu - to jeśli chodzi o dużą organizację. Jest wiele sznurków, za które można pociągnąć, wiele możliwości wpływu na sytuację. Wierzę, że coś zadziała. Jasne, jest wiele powodów, by tę wiarę wyśmiać. Bo małomiasteczkowe piekiełka są piekielnie trudne do ruszenia. Ale czasem się daje.
Grunt, żeby wierzyć, że da się coś zmienić. I żeby działać na rzecz tej zmiany, nawet jeżeli jest to coś drobnego i pozornie nieznaczącego. Mówię to jako stara aktywistka
