Nie pisałam.
Mam awarię komputera... prawdopodobnie cały twardy dysk się ze mną pożegna...
To dla mnie koszmar, bo pracuje na kompie i wiadomo, że sporo rzeczy nigdzie nie pokopiowałam.
Zdjęcia Pusi, które były na TD też są w przestrzeni kosmicznej.
Choć to nie taka tragedia , bo ona przecież jest z nami, to się jeszcze coś zrobi.
Jutro przyjeżdża serwis do kompa - ja teraz jestem na "gościnnych występach"
Ale do rzeczy. Z Pusią lepiej - malutkimi kroczkami... do przodu.
Już potrafi otrzeć się o moje nogi, o rękę, szczególnie jak chce jeść, bo rzeczywiście jeść lubi (teraz to widać)...
Oczywiście nadal łączy to z tradycyjnym ambiwalentnym warczeniem, prychaniem, biciem łapą (bez pazurów).
Teraz bez lęku wychodzę z nią na zewnątrz.
A wcześniej bardzo się bałam i nawet zwabiłam ją na kawałek mięsa po czym wtargałam do domu (skończyło się oczywiście podrapaniem).
Teraz już się w to nie bawię. Jak wychodzę pracować do ogródka ona czasem wychodzi ze mną i trzyma się blisko... Choć pogoda nie specjalnie jej odpowiada...
Widać, że potrzebuje świata za oknnem, drapania w korę drzewa, zajadania trawy, biegania...
A przecież o to chodzi, żeby była szczęśliwa.
Koty nadal są dla niej wrogami - Mućkę walnęła łapa nawet przez sztachety.
Ale mam wrażenie, że postęp choć w tym przypadku drobniuteńki również jest widoczny... potrafi przeżyć ich obecność jeśli nie znajdują się zbyt blisko...
Może jeszcze kiedyś pobawi się z Mućką, bo Mućka naprawdę jest nią zainteresowana.
Tak czy owak to Pusia jest agresorem i obydwa koty starają się zejść jej z drogi.
Zamówiłam Feliway... może się bardziej zrelaksuje.
Chodzi po całym domu... to jeszcze jedna z zalet dużych przestrzeni - koty mogą znaleźć sobie miejsce do spania tak aby przynajmniej na razie nie wchodzić sobie w drogę.
Jesteśmy cierpliwi... trudno, niech nas okłada, niech bulgocze... aby tylko była szczęśliwa
Tylko niech ogłosi zawieszenie broni z rezydentami....
Za Puśkę
