Od 1,5 tygodnia jest klatka łapka pod oknem, na którym siadała. I od 2 dni nie złapał się w nią żaden kot. Wczoraj wieczorem zmieniłem suchą karmę na mokre. I dziś rano schodzę, a klatka zamknięta. Czyli coś się złapało. Wychodzę w szlafroku przed dom i widzę w klatce buro-rudego kota, który na mój widok zaczyna skrzeczeć

. Ale siedział na ogonie, więc nie widziałem, czy krótki. jednak na pierwszy rzut oka trochę za duża na Zeldę (a była po prostu nastroszona).
Podniosłem klapkę, ale nie wychodzi, tylko dalej miauczy. Więc zabrałem całą klatkę do domu i wypuściłem ją w salonie. Jak wyszła z klatki, obleciała dom, dała się pogłaskać i poleciała na piętro. My za nią, a kot dyla do sypialni i pod kołdrę

))))... to już byłem pewien, że to ona. Ależ radość. W końcu wyszła i zaczęła się łasić i barankować. Potem pobiegła do miejsca, gdzie zwykle stały miski. Więc dostała suche, wszamała jak odkurzać i z ogonem w górze wlazła na blat w kuchni. Jak już się trochę uspokoiła, wpakowaliśmy do transporterka (nie chciała) i do weta.
Wcale nie wychudzona. Albo podjadała karmę z okna, ale akurat nie wtedy jak ja pilnowałem, albo sama się jakoś zakręciła za jedzeniem. Futro połysku nie straciło. Ma dwa ślady po kleszczach, trochę zaczerwienione oczka, ale nie zaropiałe. Trochę łzawią. Ząbki nawet w porządku, więc ze sterydem się trochę wstrzymam. Wet ją odrobaczył, wyczyścił uszy, zmierzył temperaturę, obmacał i osłuchał, posmarował specyfikiem na pasożyty zewnętrzne.
Teraz leży na pufie i przeprowadza toaletę. Ale przed chwilą spała i coś się śniło, bo się obudziła z piskiem i sprawdzała, czy jesteśmy w pobliżu. I cały czas ugniata i przestępuje z łapki na łapkę. Radość niezmierna

)))))))))))))). Fotki niedługo wrzucę. 3 tygodnie... nam księżniczka Zelda zafundowała. Ale tacy jesteśmy szczęśliwi, że się dobrze skończyło.