To jak zaczęłam poważny Brysiowy temat, chciałabym przedstawić wszystkie problemy i wątpliwości
Brysiem martwię się bardzo - to pewnik
- Mój domek jest domkiem wychodzącym i nawet seniorka terrorystka trafiła do mnie obecnie również dlatego, że tęskniła za domkiem wychodzącym.
- Mam zbieraninę skomplikowanej kociarni - wychodzącej do ogródka (Mućka czasem jeszcze dalej do rezerwatu)
- Nawet nie mogę sobie wyobrazić, że zostaną pozbawione tej możliwości
- Podobnie koty sąsiadów - zresztą wzajemnie świadczymy sobie pomoc - opiekę nad kotami w razie nieobecności
- Z tego względu nawet szczepienie kotów na białaczkę nie miałoby sensu (gromada naszych wspólnych kotków jest duża!)
- Z tego też względu Bryś musiałby być więźniem jednego pokoju i to więźniem pilnie strzeżonym, nie może korzystać ze wspólnych misek z innymi kotami, nie powinien także mieć z nimi kontaktu (możłiwośc zarażenia przez ślinę, etc.)
- Nie będzie to sytuacja komfortowa ani dla niego, ani dla nas, ani dla całej kociej ferajny. Kociaste nie są głupie i będą wzajemnie wiedzieć o swojej obecności, Bryś pewnie będzie się domagał wyjścia na świat.
- Nie próbuję nawet robić z siebie kociego specjalisty...
- Chyba już wszyscy wiedzą - o kociej białaczce dowiedziałam się przy okazji badań kotka Wita z Konina, stąd tylko znam hasło interferon...
- Pewnie, że boję się, że to zbyt trudne i wymaga dużej ekwilibrystyki - że mogę zaszkodzić
- Z drugiej strony - jak nie możemy znaleźć innej formy pomocy. Nie ulega wątpliwości, że socjalizacja nawet w zamkniętym od reszty domu pokoju jest lepsza od bezludnej piwnicy a możliwość lepszej diagnostyki i leczenia w połączeniu z socjalizacją daje większe szanse na adopcję.
- Padły już konkretne wskazówki dotyczące porad medyczno- specjalistycznych i sposobów gospodarki finansami.
- Oczywiście kolejnym decyzyjnym musiałby być mój TŻ zwany reniferem (ponieważ podobnie jak teraz kociobus wiózł nas kiedyś w okropną śnieżycę w przebraniu i z szopką na kolędowanie w Bory Tucholskie i tak nam się wymyśliło, że przyjechaliśmy saniami z reniferem). Dzielnie organizuję mu życie (i finanse

) - już ta kolejna potwora kocia, prychająco sycząca - to jest dla niego trudne zadanie. Jak widać jednak dzielnie poradził sobie w roli woźnicy kociowozu...
A propos, czy mogłabym poprosić o prywatę i o podziękowanie dla woźnicy - to ja mu powiem, że wszysycy się ucieszyli i jemu też podziękowali. Wiecie, tak dla dobra sprawy

. Muszę go jeszcze przebłagać żeby w tym tygodniu zawiózł kotka Czesia z Warszawy do Bydgoszczy (Adam wie o co chodzi).
Dlatego bardzo Was proszę - Wysoki Sądzie Nadkoci - rozważcie wszystko swoim mądrym umysłem i wydajcie wyrok
Kocie opiekunki prawno-sercowe Horacy 7. ACHA13, po_prostu_kaska - także, a właściwie przede wszystkim, muszą ujawnić swoją wolę... tak to już jest że wspólnie musimy się pomartwić.
Liczę na sprawiedliwy osąd i jednak wsparcie a jak trzeba nakopać mi do kufra też z pokorą przyjmę