» Śro kwi 13, 2011 18:45
Re: Fasolki wątek optymistyczno-pokojowy :)))
Duża dyktuje mi historię Kotusi. To ja piszę:
Kotusia urodziła się na podwórku, nie wiadomo, kiedy i nie wiadomo, kto jest mamą Kotusi. Zawsze była dzika. Jakoś zaczęła przychodzić do dużej na jedzenie. I wiosną zaszła w ciążę. Duża nie zdążyła jej wysterylizować, bo Kotusia (nie miała jeszcze tak na imię), przychodziła niezbyt często i się ukrywała. No, a poza tym to ja byłam wtedy łapana i sterylizowana - w maju, a w czerwcu okazało się, że na podwórku są maluchy. Duża je złapała z panią sąsiadką, na okropny przymus je łapały i to gołymi rękami. To były trzy buraski, w tym jedna dziewczynka. Dzieciaki poszły w dobre ręce. Zaraz na początku lipca duża powiedziała, że musi złapać tę miauczącą rozpaczliwie (za dziećmi) kotkę. Pożyczyła klatkę - łapkę ze schroniska i zaczajała się z klatką na kotkę. Kotka była bardzo sprytna: wchodziła do klatki, zjadała i wychodziła. Trzeciego albo czwartego dnia duża w desperacji rzuciła się na klatkę, w której była kotka i zasłoniła wyjście, kotka zaczęła się miotać i drzwi się zamknęły. Duża wezwała sąsiadkę na pomoc, bo kotka rzucała się tak strasznie, że spanikowana duża bała się, że jakimś cudem otworzy drzwi. I zawiozła ją do gabinetu, w klatce łapce, bo nie umiała jej przełożyć. Kotka została wysterylizowana i siedziała w naszej toalecie. Była okropnie dzika, rzucała się na ściany. Dziś duża mówi, że w porównaniu z czarną Kotusia wcale nie była dzika, bo rzucała się na ściany, jak duża chciała ją zapakować do kontenerka, a czarna na sam widok dużej. Duża się bała, że kotka nie będzie jadła, jak ja wcześniej, a wiedziała, że żadna strzykawka nie wchodzi w grę, bo duża zostanie pożarta razem ze strzykawką. Ale ta kotka jest mądra: jadła, piła, chodziła do kuwety. Był lipiec, ciepło, kotka się nie chciała oswoić. Duża ją jeszcze zaszczepiła, płakała i wypuściła. Inna duża pytała, czy chociaż sekundę postała przy dużej, jak duża ją wypuszczała, ale nie - od razu uciekła. I nie pokazywała się. Jak przyszła w końcu zjeść, była całkiem inną kotką. Wszystko zrozumiała i chciała do domu. Tuliła się do dużej i miauczała. Wcale nie trzeba było klatki łapki, Kotusia dała się wziąć na ręce. I duża znalazła jej dom. Do którego zresztą sama chciałaby się wyadoptować, tam jest tak fajnie. Kotusia mieszka niedaleko Rawicza.
To jest wrocławska część historii Kotusi, którą spisałam ja, Fasolka.
Ostatnio edytowano Śro kwi 13, 2011 18:57 przez
MalgWroclaw, łącznie edytowano 1 raz