Tasmania jest elegancka, opanowana, wszystko robi z iście angielską flegmą, ale i królewską dystynkcją. Ona nawet w kuwecie wygląda dostojnie. Zjada prawie wyłącznie suche, z niewymuszoną elegancją owijając sobie ogon wokół łapek, dziubiąc - jak nakazuje etykieta dworska - ziarenko po ziarenku.
Tycia to kawał dziarskiej, piwnicznej baby. Na swoich grubych łapach, wróżących kota rozmiarów bernardyna, pokonuje we wściekłym galopie kilometry w naszym mieszkaniu. Po drodze zajrzy do miski, a jeśli znajdzie tam surowe mięcho, to z warkotem "zbliż się, a odgryzę Ci nogę" opędzlowuje miskę jak pirania.
Uwielbiam je








