Kruszyna, ślicznie dziękuję za te wszystkie miłe słowa o cioci

jej również było bardzo miło Ciebie poznać, dodam nawet, że jest wręcz zachwycona Twoją osobą, była bardzo zadowolona z wizyty i dzięki Tobie nabrała jeszcze większej nadziei na to, że wszystko musi się udać

Co do wcześniejszych pytań skąd jestem i czy mam bliżej do Warszawy, to odpowiadam, że tak, ale niestety ani w chwili obecnej, ani w najbliższych miesiącach, z przyczyn ode mnie niezależnych, chociaż nie wiem jak bardzo bym chciała, nie mogę udać się do stolicy

po prostu nie mogę wyjechać z miasta.
Z drugiej strony nie rozumiem dlaczego np. ja miałabym jechać do Warszawy i podpisywać papiery żeby zaadoptować kotkę. Nie można po prostu wysłać dokumentów razem z kotką do cioci, ona podpisze co trzeba, a potem je odeśle? Ewentualnie jeśli jest to wymagane to wyśle wcześniej potrzebne dokumenty do stolicy, ksero dowodu osobistego czy co tam jest wymagane? Dziwne też moim zdaniem byłoby to, że nawet gdybym ja zaadoptowała kotkę, to co z tego, że formalnie ja jestem jej właścicielką, skoro ona sama i tak znajduje się ileś kilometrów dalej i do tego ciocia nie posiadałaby na miejscu odpowiednich dokumentów. Naprawdę nie rozumiem sensu tej procedury, która z tego co widzę utrudnia tylko sprawę, a przecież wszystko powinno być robione z myślą o zwierzaku, żeby jak najszybciej mógł się wreszcie znaleźć w kochającym domu a nie tkwić w schronisku nie wiadomo po co i na co tak długo. Zwłaszcza, że Bella z tego co widzę to już w ogóle jest tam biedna w odosobnieniu

Przykro mi, że tak się dzieje, mam wrażenie, że papierkowa robota staje się w pewnym momencie ważniejsza niż dobro zwierzaka i skrócenie jego cierpienia. Rozumiem, że osoby, które tutaj starają się pomóc nie wymyśliły tej procedury i to nie ich wina, ale kurcze jeśli to nadal będzie stanowiło taki problem to chyba czas najwyższy żeby ktoś odpowiedzialny za te przepisy przemyślał je raz jeszcze. No chyba, że ja jeszcze o czymś nie wiem, w takim razie prosze wyprowadzić mnie z błędu.
I naprawdę nie mogę nic więcej zrobić niż to, że zgłosiłam tutaj, że jest osoba, która bardzo chce przygarnąć Bellę

Mam nadzieję, że jednak w końcu wszystko się uda bo byłoby to niewyobrażalnie przykre i smutne, że tylko z powodu odległości i dziwnej procedury miałoby nie dojść do adopcji, i to w dobie całej tej nowoczesnej komunikacji, przecież no na litość Boską, to nie jest wysyłanie kota za ocean samolotem do USA, czy Meksyku...
Uff.. Przepraszam za te moje długie wywody, ale musiałam się wygadać. Oby się wszystko jednak normalnie udało!!! I w imieniu moim i cioci dziękuję osobom, które mimo wszystko starają się pomóc i trzymają kciuki
