to ja już ją wolę oddać pod opiekę kocura i mieć święty spokój. w końcu weci tak czy siak załatwią sprawę...
Komiksy? Czekajcie czekajcie, nie myślcie że tu tylko kabarety odstawiam, teraz będzie horror.
Dla ludzi o mocnych nerwach. Przygotujcie jajka i pomidory, bo będziecie we mnie rzucać (za to, że nie zabierałam wtedy kotów do weta), a dotyczy to zdrowia moich kotek. Taki przegląd wszystkich dolegliwości, hehe.
W październiku ruda była niepełnosprawna. Wlokła za sobą tylne łapki, chodziła sztywno, nie potrafiła wejść nawet na schodek, a jak zeskakiwała, to jej się łapki rozjeżdżały i lądowała na brzuchu. Wtedy jeszcze nie była oswojona, oswoiła się właśnie dlatego, że nie miała siły przed nami uciekać. Ale po paru dniach zaczęło jej się poprawiać, chociaż "rehabilitacja" trwała dłużej, to znaczy bawiłam się z nią, tak żeby dużo skakała i właziła na stołki, no i już jest całkowicie sprawna.
Na burą pewnego dnia ojciec nadepnął w piwnicy, i to tak z całej siły, gdy przechodził przez wysoki próg. Aż zupełnie struchlał i był pewien że kota zabił, że pewnie się gdzieś w piwnicy schował i zdycha. Ale nie zdychał, jak widać.
Z tym oczkiem burej może pamiętacie, jak przywaliła głową w kran, a ja się tu wielce żaliłam, że jej się przesunęło czy coś. Miała "tylko" śliwę, chociaż zestresowała się konkretnie i przez 2 dni chowała się po kątach. Pamiętacie pewnie jeszcze, jak sikać nie mogła. Ale teraz myślę, że to też było w reakcji na stres, to znaczy nie sikała w naszej obecności. W tamtych zamierzchłych czasach, gdy nie było kuwety, dostawała po ogonie, kiedy siknęła byle gdzie. Przynajmniej się nauczyła poprosić o wyjście za każdym razem, gdy jej się zachce.
Rudej ostatnio ojciec przytrzasnął głowę drzwiami balkonowymi, kiedy mu chciała uciec, a on jej nie chciał wypuścić. Też się zmartwił że zabił kota, bo kot natychmiast spierdzielił w pierwszy lepszy kąt. Na szczęście wyszedł cały i zdrowy. Od tamtej pory ucieka przed nim albo przynajmniej bardzo uważnie śledzi.
Tuż po powrocie od weta, kiedy ubrałam ją w fartuszek, schodzimy z piętra. Na klatce schodowej przebywała bura i od razu, jak cień zaczęła iść tuż za rudą. Kiedy ruda się odwróciła i ją zobaczyła, tak się nastraszyła, że wywinęła podwójne salto w powietrzu, pokonując tym samym cztery schodki i wylądowała na tym ciachanym brzuszku... Dzielna kicia, nic nawet nie pisnęła.
O wszelkich przypadkowych nadepnięciach na łapę/ogon to nawet nie ma co wspominać, to się zdarza nagminnie...
To na sam koniec jakieś małe zdjęcie...
http://img585.imageshack.us/img585/1673/usmiech.jpg-----
edit: zmieniłam obrazek na śmieszniejszy (chyba)