tak pisalam w poniedzałek
annskr pisze:Trzy z Chojen - z Ewą "odkryłyśmy" kolejny miot - na Chojnach. Dwutygodniowe... Chcemy zabrać, ale w porozumienia z karmicielką, i wysterylizować tam koty. Wg karmicielki jest tylko matka, malcw, my widziałyśmy jeszcze kilka, ale karmicielka nie chce wspólpracować - to "nie jej" koty, dla nas to z kolei drugi koniec Łodzi
Wczoraj nie wytrzymałyśmy, cały czas mając w pamięci Tepsiaki - i pojechałyśmy z Ewą, Umówiłyśmy się z p.Elą, łapaczką-rekordzistką z Chojen.
Weszłyśmy do „altanki”, znalazłyśmy kociaki - do kontenerka, łapka, dwie obok na wszelki wypadek, i idziemy szukać miejsc karmienia kotów - a taki gościu siedzi na płocie i demonstruje podogonie. Nabrałyśmy na niego ochoty ale naszą nadzieję zgasiła p.Ela - zna go, poluje na niego 3 lata, jest „niełapalny”

Kocich stołówek nie znalazłyśmy, za to wg p.Eli oprócz tego zbója wszystko w okolicy wycięte, sama o to zadbała. No więc łazimy, łazimy w kółko wokół podwórka i kamieniczki, spogądając przez dziury w plocie na klatki. W końcu w jednej coś jest – czarne. Matka? Dlaczego nie w klatce przy maluchach? Dzikie, agresywne, wygląda na kocura, a sprawdzić nie ma jak… Jakoś przepychamy to do kontenera, p.Ela pędzi do lecznicy sprawdzić co - facet, czekamy dalej na kotkę. BTW - już wrócił na podwórko ciut lżejszy.

Krążymy dalej – niełapalny zbój gapi się na nas z dachu

W końcu schodzi, zaczyna krążyć koło klatki, już wyraźnie ma ochotę wejść, kiedy jakoś facet wychodzi z kamienicy, łapie klatkę i zwiewa. My za nim, dopadamy go, „biedaczek” tłumaczy, że ze śmietnika wziął
Klatkę odzyskujemy, ale kocura diabli wzięli.
Wracamy na podwórze, jedna klatka pusta, w drugiej – upragniona czarna kocica. Miała być łagodna. W klatce wieziemy do weta, przekładamy do kontenera, w trosce o własną całość wetka ogląda ją tyko z „zewnątrz” – oczy czyste, nosek suchy, futerko czyste i ladne.

Dokładnie oglądane są maluszki - cztery, miały być trzy - 2,5 tygodnia, jedna dziewczynka, trzech chłopaków, w dobrej kondycji.

W lecznicy dojeżdża do nas Martyna – przejmuje kocia rodzinkę. Już w domowej klatce mamusia oznajmia, że nie życzy sobie żadnych kontaktów ludźmi, łaskawie konsumuje obfity posiłek i zajmuje się dziećmi.
P.Ela wraca na podwórko, zawzięła się na zbója.
My z Ewą jedziemy do centrum, Ewa jeszcze na wernisaż, a ja do domu – padam…
annskr pisze:Od opiekunek Misi dostałam miłe pw - o tym za chwilę.
chyba jednak jutro…
Jutro o świcie rekonesans-łapanka na działkach – dwa gniazda, w każdym po ok.10 kotów, sporo ciężarnych..