To teraz na spokojnie opiszę całą historię od początku.
Wiecie, że przede wszystkim chciałam norwega, dość uparcie. Prawdę mówiąc naprawdę biednego kota nie widziałam nigdy w życiu, bo te podwórzowe, które mi mignęły przed oczami nie były zakatarzone ani chude, ludzie je dokarmiali.
Dopiero nad morzem...
To była taka mała łaciata bida pod kioskiem. Wróciliśmy się z TŻtem, żeby kiciaka pomiziać i wtedy zobaczyliśmy dokładniej

Nie miał ogonka, nie wiem jak go stracił. Oczy zaropiałe. Brudny. Ładny. I czyjś

Dokarmiany i to obficie.
Po tym wszystkim postanowiliśmy, że weźmiemy teraz kota, który będzie tego potrzebował. Mieliśmy w planach schronisko, kiedy zacznę pracować i stać nas będzie na ewentualne leczenie. Trochę popłakiwałam z żalu za swoim niespełnionym marzeniem o norwegu, ale coś mi mówiło, że ta decyzja jest słuszna.
Teraz TŻ pojechał do rodziny, ja się mam uczyć, więc pusty dom jest mi na rękę.
Do znajomego TŻta przyszła jakaś kobieta. Na budowie jej domu okociła się koteczka. Cztery kociaki. Jednego sobie zostawia, dla reszty szuka domu. TŻ pojechał kociki obejrzeć i jeden maluch natychmiast wyszedł z koszyczka i wdrapał się mu na kolana. Jak go nie wziąć, no jak?
Taka jest historia Alienika, niewiadomej płci. jeśli będzie dziewczynką będzie miał na imię Patti. Jeśli chłopczykiem - pomyślimy.