Zofia&Sasza pisze:Behemotka, przepraszam, ale to jest czysta demagogia. Nie porównuj szkolenia czy wizyty u weta z przebywaniem w domu zbieracza

Czy byłaś w takim miejscu? Czy to widziałaś? Na przykład taki "pokot serocki"... 50-60 kotów ułożonych w kącie pokoju w kilkuwarstwową kupę. Na przykład takie Boguszyce. Koty z zanikami mięśni, bo miesiącami bały się poruszyć w pomieszczeniu, które dzieliły z kilkudziesięcioma psami.
O, znowu najnowsze ulubione słowo wątku

Za Słownikiem Języka Polskiego PWN: Demagogia: «sposób pozyskiwania zwolenników polegający na odwoływaniu się do ich emocji, oczekiwań i na składaniu nierealnych obietnic»
Poproszę o zacytowanie mojej wypowiedzi, w której, odwołując się do emocji i oczekiwań, składam jakiekolwiek nierealne obietnice. W razie braku takiej wypowiedzi proszę o zaprzestanie zarzucania mi demagogii.
Po raz: Nie porównuję szkolenia z przebywaniem w domu wielozakoconym (NIE o domu zbieracza, bo mowa o wpływie LICZEBNOŚCI stada na stan psychiczny), tylko grzecznie pytam, czy postulujesz wykluczenie stresujących bodźców z życia zwierząt.
Po dwa: Nawet gdybym porównywała, nie Tobie decydować, co mi wolno

Po trzy: Ty piszesz o stresujących rowerach i to jest ok, a gdy ja pytam o stresującego weta, to już demagogia?

Z pewną przykrością dochodzę do wniosku, że chyba tracisz dotychczasowy rzeczowy, logiczny sposób prowadzenia dyskusji.
Mimo to odpowiem na pytanie. Nie, nie byłam w miejscu pokroju Serocka czy Boguszyc. Interwencje, w których brałam udział, miały skalę jednostkową i odbywały się w innych warunkach. Wiem, że istnieją takie masowe piekła, widziałam zdjęcia, ale rzeczywiście nie widziałam na własne oczy - a przecież to dotknięcie czegoś na żywo sprawia, że czujemy się emocjonalnie związani ze sprawą, na której nam zależy. Więc rozumiem tę uczuciową reakcję.
O stresie akurat wiem sporo. Dzięki mojemu psu dowiedziałam się, jak olbrzymim stresem, powodującym reakcje włącznie z ucieczką prosto w ścianę i przewróceniem się na glebę, może być dotknięcie łapy, podanie miski z jedzeniem albo wstanie z fotela. Przekonałam się też, jaką siłę daje nie unikanie bodźca powodującego stres, tylko nauka radzenia sobie z tym stresem. Do pewnej granicy, rzecz jasna...
Zofia&Sasza pisze:Nie pomijam pkt. 2, tylko kryterium "przyzwoitego radzenia sobie" jest dość uznaniowe. Zapewniam, że Magda z Serocka i Marzena z Boguszyc były zdania, że ich "podopieczni" są cali happy. Sprecyzuj, co Twoim zdaniem oznacza w tym przypadku "przyzwoicie".
A. I o tym akurat można faktycznie porozmawiać w celu ustalenia.
Po pierwsze chyba oczywiste, że najważniejszym kryterium jest samopoczucie samego kota, a nie puste zapewnienia człowieka.
Kot, który je, pije, chodzi do kuwety, sam nawiązuje relacje z otoczeniem i ewentualnie się bawi, a jego stan fizyczny jest uwarunkowany czynnikami fizycznymi, nie pogorszony np. depresją albo zastraszeniem, w mojej ocenie radzi sobie przyzwoicie. Tym niemniej trzeba naturalnie wziąć pod uwagę zdrowie (które może chwilowo wykluczać chęć zabawy, możność samodzielnego załatwiania się czy jedzenia) oraz - tłukę do upojenia, bo naprawdę nie wiem, ile osób mnie rozumie - alternatywę. Jeśli któryś zwierzak nie bawi się z innymi, tylko syczy i omija wszystkie szerokim łukiem, ale jedyną alternatywą było dla niego zagazowanie czy inna metoda usunięcia z tego świata, to myślę, że lepiej, by się trochę zestresował i miał szansę na lepszy los.