Dzień dobry!
No więc nie wiedząc nic o tym że jedna z karmicielek zadzwoniła do Moniki (nie czytałem forum dzisiaj) wybrałem się na Paryską. Udało mi się wejść na podwórko akurat kiedy dwie starsze panie zabierały tacki po karmieniu kotów. Była tam też kotka w ciąży i jej dziecko z poprzedniego miotu.
Oto zdjęcie kotki:

oraz jej dziecka (nieznana płeć, urodzone w październiku):

(Przepraszam za marną jakość, to komórką robiłem.)
Z tego co się dowiedziałem, kotka jest już starsza, kilkunastoletnia. Ma małe kilka razy w roku, z tym że większość ginie dosyć szybko (sroki, samochody, choroby). Pozostałe kociaki zwykle biorą ludzie z otoczenia (to jest duży blok jak na Saską Kępę). Generalnie karmicielki przywiązały się do kotów i dokarmiają je ile mogą. Niemniej, obecna administracja budynku nie jest kotom przychylna, nie wpuszczają już kotów do piwnicy (niby rury pękają jak są okienka uchylone), więc koty mieszkają "gdzieś tu" (karmicielki nie wiedzą gdzie). Do tego koty są przeganiane z takiego niewielkiego kwietnika, który jest na środku podwórka. Nie stawia się też kotom budek na zimę. Ogólnie, atmosfera jest dosyć nieprzychylna.
Kotka nie ma też gdzie rodzić, a jest w bardzo zaawansowanej ciąży (karmicielki oceniają że za kilka dni urodzi; ja niestety nie znam się). Poprzednio zanosiły jej pudło kartonowe pod garaż, ale czasami ktoś je wyrzucał, więc kotka znajdowała sobie inne miejsca na poród. Kotka wyglądała też dzisiaj na zmęczoną, nie wiem czy wzrok u niej trochę nie szwankuje. Widać, że ta ciąża ją bardzo obciąża.
Generalnie, karmicielki z jednej strony zdają sobie sprawę że małe kotki w większości giną i że kotka jest stara i nie powinna rodzić. Z drugiej strony nie chciałyby żeby kotce stała się krzywda. Raczej dają wolną rękę, powiedziały że jeżeli ktoś miałby kotkę złapać to niech se łapie, one nie będą przeszkadzać (inna sprawa że podobno kotka dzika jest i tak łatwo nie da się złapać). Żal im trochę że jej małe miałyby być uśpione czy coś, ale też wiedzą że wielkich perspektyw życia tu nie mają. Poza tym karmicielki myślą chyba, że ktoś doniósł na nie i się boją kłopotów. Nie chcą się zbytnio mieszać, będą dalej dokarmiać koty.
Na koniec dowiedziałem się o kod do otworzenia bramy (ale chyba nie będzie konieczności użycia, w razie czego podam na PW) i znalazłem telefon do administracji budynku (może się przyda: firma Domański, tel. 22 6171211).
To chyba tyle, jak sobie jeszcze przypomnę to napiszę.
Rozumiem, że na tę chwilę pałeczkę przejęła młodsza karmicielka (żadna z tych z którymi ja rozmawiałem), która zadzwoniła do Moniki i że pozostaje w kontakcie. Faktycznie, niech weterynarz zdecyduje co jest dla kotki lepsze. Koło okienka, przy którym chyba karmi się koty jest zostawiona przez Marzenę kartka z telefonem oraz reklama Koterii - starsze karmicielki oczywiście ją widziały, ale jedna mi powiedziała że mają zbyt słaby wzrok żeby to przeczytać.
Pozdrawiam serdecznie!
Adam