No sluchajcie, co ja mam z tym kotem...
Ten kot calkiem zwariowal na punkcie spacerkow, potrafi godzinami mi zawracac glowe, zebym z nia wyszla, jak tylko pojawiam sie w przedpokoju ona zaraz leci za mna i piluje dziob. Wystarczy ze dotkne szeleczek, ona juz mruczy i nie moze sie doczekac, jak pies zupelnie

Potem pedem zlatujemy na dol, potem pedem na ulubiony trawnik gdzie Didi oddaje sie komsumpcji, po zaspokojeniu pierwszego glodu dopiero nastepuje druga czesc zlozona ze zwiedzania i tarzania sie po piasku
Ten kot do tego sie niczego nie boi, nawet malych potwornie chalasujacych dzieci na swych piekielnych rowerkach i psow, to ja musze miec oczy naokolo glowy, zeby w razie czego reagowac na czas.
Klopoty pojawiaja sie dopiero jak ja juz chce wracac, bo ona, niezaleznie od tego ile spacerek trwal, nie chce

Pyskuje okrutnie, wyzywa mnie i sie wyrywa
Naprawde przeszlosc tego kota jest dla mnie zagadka.
Powaznie rozwazam mozliwosc kupna smyczki rozsuwanej dla malych psow, ktora doczepie do szeleczek, bo standardowa kocia smyczka zaczyna nam nie wystarczac i musze za nia krok w krok biegac.
A przeciez ja naprawde nie chcialam pieska!