Bezdomne koty z portu.. proszą o pomoc

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Nie mar 27, 2011 20:10 Re: Bezdomne, głodne koty z portu.. do ADOPCJI WIRTUALNYCH

Cudak1 pisze:
kinia098 pisze:Ja Gluta to nosiłam do weta w.... plecaku. Był już tak słaby, przemarznięty, mega zasmarkany i wychudzony, że nic go nie obchodziło. Bez problemu brałyśmy go na ręce i wkładałyśmy do plecaka. Nawet w nim nie drgnął :D Inaczej zimy by nie przetrwał. Na szczęście antybiotyki trochę mu pomogły i teraz zwiewa przed nami, no :roll: Wdzięęęęęęęęczny, że ho ho :roll:

:ryk:

Szkoda, że nie dał się oswoić przez ten czas, kiedy go leczyłyście.. miałby wtedy szanse na znalezienie domu. Widocznie lubi życie na wolności :)

My go z działek zgarniałyśmy, do weta i potem z powrotem na działkę :|
Ale ostatnio był u mnie po kastracji. W łazience był mega zadowolony, mruczący, miziający. Ale łazienka nieduża, spokojnie.. Wzięłam do siebie do pokoju i już mega stres :| Więc w jego wypadku to już chyba też za późno na oswajanie :(

A z tą wolnością to mnie te koty już dobijają :roll: Plamka czatuje przy drzwiach, żeby tylko nawiać na dwór i się poszwędać. Jak słyszy, że otwierane jest okno to biegnie z prędkością światła :roll: No a teraz w dodatku cykor Puszek odważniaka zgrywa i też mi chce na dwór ! Miauczy mi na parapecie albo przy drzwiach :|
Dlatego jestem za domami z ogrodem.
Obrazek

kinia098

 
Posty: 9949
Od: Pt maja 01, 2009 21:53
Lokalizacja: Darłowo

Post » Nie mar 27, 2011 20:56 Re: Bezdomne, głodne koty z portu.. do ADOPCJI WIRTUALNYCH

welina pisze:Moim skromnym zdaniem,lepszy mały stres, niż nie leczenie.Problemem jest to,że daleko do WETA.Bo przecież bez badań nie wiadomo na co jest chora. :evil: Fanty wyślę w środę(złapała mnie rwa kulszowa i nie mogę chodzić.(Jestem na Tramalu 200,może już we wtorek dam radę )


Ewa.Nie piszemy o nie leczeniu. Lecz o tym, że leczenie jest problematyczne.I należy je podjąć mądrze i z głową, z najmniejszym bólem psychicznym dla kota. Kota wolnożyjącego, a to ma bardzo istotne znaczenie.
Proszę o wsparcie i udostępnianie zbiórki:

https://pomagam.pl/100kotow

iza71koty

 
Posty: 31671
Od: Sob sie 30, 2008 17:27
Lokalizacja: Szczecin

Post » Nie mar 27, 2011 21:17 Re: Bezdomne, głodne koty z portu.. do ADOPCJI WIRTUALNYCH

iza71koty pisze:
welina pisze:Moim skromnym zdaniem,lepszy mały stres, niż nie leczenie.Problemem jest to,że daleko do WETA.Bo przecież bez badań nie wiadomo na co jest chora. :evil: Fanty wyślę w środę(złapała mnie rwa kulszowa i nie mogę chodzić.(Jestem na Tramalu 200,może już we wtorek dam radę )


Ewa.Nie piszemy o nie leczeniu. Lecz o tym, że leczenie jest problematyczne.I należy je podjąć mądrze i z głową, z najmniejszym bólem psychicznym dla kota. Kota wolnożyjącego, a to ma bardzo istotne znaczenie.

Iza doskonale wiem.Mam w domu trzy koty , :twisted: które były ciężko chore i dzikie.( mieszkały na działkach-razem było ich pięć-dwa poszły do adopcji )Łapanka na koc trwała prawie dwa tygodnie.Oczywiście były strasznie zestresowane,ale dało radę je wyleczyć i oswoić. Wiem,że tam jest większy problem ,bo daleko do WETA.Nie jestem kociarą z doskoku ,mam już trochę lat :wink: Zawsze u mnie były koty,znam ich psychikę(sama mam podobną :mrgreen: )Też mi to siedzi w głowie jak to zrobić,bo zakochałam się w niej od pierwszego razu. :1luvu: Nie podważam tego co Wy piszecie-po prostu głośno myślę,bo żal mi każdej istoty cierpiącej. :(

welina

Avatar użytkownika
 
Posty: 5814
Od: Pon sty 25, 2010 15:17
Lokalizacja: Warszawa

Post » Nie mar 27, 2011 22:09 Re: Bezdomne, głodne koty z portu.. do ADOPCJI WIRTUALNYCH

Rozumiem. :D Sprawa z kociakami jednak sama przyznasz jest trochę prostsza. :roll: Choć nie zawsze.Tutaj oprócz kwestii Weta, braku transportu ,jest jeszcze ryzyko trzymania dzikiej kotki w klatce. Ja osobiście twierdzę, że wyleczenie grzybicy tego nie wymaga. Kotka powinna zostać przede wszystkim w miarę możliwości dobrze odżywiona. To rokuje duże szanse dobrych postępów w leczeniu schorzenia.
Proszę o wsparcie i udostępnianie zbiórki:

https://pomagam.pl/100kotow

iza71koty

 
Posty: 31671
Od: Sob sie 30, 2008 17:27
Lokalizacja: Szczecin

Post » Nie mar 27, 2011 22:12 Re: Bezdomne, głodne koty z portu.. do ADOPCJI WIRTUALNYCH

iza71koty pisze:Rozumiem. :D Sprawa z kociakami jednak sama przyznasz jest trochę prostsza. :roll: Choć nie zawsze.Tutaj oprócz kwestii Weta, braku transportu ,jest jeszcze ryzyko trzymania dzikiej kotki w klatce. Ja osobiście twierdzę, że wyleczenie grzybicy tego nie wymaga. Kotka powinna zostać przede wszystkim w miarę możliwości dobrze odżywiona. To rokuje duże szanse dobrych postępów w leczeniu schorzenia.

Izuniu,ale jesteś pewna ,że to tylko grzybica,a nie coś poważnego :evil:

welina

Avatar użytkownika
 
Posty: 5814
Od: Pon sty 25, 2010 15:17
Lokalizacja: Warszawa

Post » Nie mar 27, 2011 22:17 Re: Bezdomne, głodne koty z portu.. do ADOPCJI WIRTUALNYCH

Opieram się na tym co pisze Justyna.Na podstawie zdjęć i tego jakich informacji udzieliła na wątku.Dla mnie zdjęcia wskazuja na grzybicę i ja poszłabym w tym kierunku. Jak się sprawy mają z narządami wewnętrznymi, trudno wyrokować.Może to być kwestia niedożywienia, zarobaczenia. Nie wiem. Im słabszy organizm, tym łatwiej poddaje się wszelkim infekcjom.
Proszę o wsparcie i udostępnianie zbiórki:

https://pomagam.pl/100kotow

iza71koty

 
Posty: 31671
Od: Sob sie 30, 2008 17:27
Lokalizacja: Szczecin

Post » Nie mar 27, 2011 22:21 Re: Bezdomne, głodne koty z portu.. do ADOPCJI WIRTUALNYCH

iza71koty pisze:Opieram się na tym co pisze Justyna.Na podstawie zdjęć i tego jakich informacji udzieliła na wątku.Dla mnie zdjęcia wskazuja na grzybicę i ja poszłabym w tym kierunku. Jak się sprawy mają z narządami wewnętrznymi, trudno wyrokować.Może to być kwestia niedożywienia, zarobaczenia. Nie wiem. Im słabszy organizm, tym łatwiej poddaje się wszelkim infekcjom.

No właśnie w tym tkwi największy problem-co się dzieje w środku :( :?:

welina

Avatar użytkownika
 
Posty: 5814
Od: Pon sty 25, 2010 15:17
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pon mar 28, 2011 9:57 Re: Bezdomne, głodne koty z portu.. do ADOPCJI WIRTUALNYCH

welina pisze:Moim skromnym zdaniem,lepszy mały stres, niż nie leczenie.

Welino, to byłby ogromny stres dla niej - najpierw łapanie, które nie wiem czy w ogóle by się udało, bo nawet z tymi dającymi się pogłaskać, ciężko idzie :( Potem jazda samochodem do weta - kolejny stres. U weta specjalnym chwytakiem zostałaby złapana za szyję i przełożona do klatki z przesuwaną ścianką. Kiedy kot jest ściśnięty między ściankami, tak, że nie może się ruszyć, dopiero robi się zastrzyk/pobiera krew. Potem znów za szyję i do transportera. Znów jazda samochodem... Dla dzikiego kota to koszmar. Nie zdziwiłabym się, gdyby po czymś takim odmówiła jedzenia (tym bardziej, że po wizycie u weta nie można by jej wypuścić, tylko musiałaby siedzieć w klatce, żeby można ją było leczyć).

Moim zdaniem na siłę nikogo nie da się leczyć, bo psychika odgrywa w leczeniu zawsze bardzo dużą rolę. Chyba, że naprawdę stan jest agonalny.

Z Kicią nie jest jeszcze tragicznie. Biega, ma apetyt, jest zainteresowana otoczeniem.
Gdyby była oswojona, na pewno starałabym się zabrać ją do weterynarza na badania, bo dla oswojonego kota jest to dużo mniejszy stres... ale jej naprawdę mogłoby to zaszkodzić.

Jeśli uda się uzbierać na Orulngal, to tak jak pisałam - przekażę go p. Basi (karmicielce) i będziemy próbowali Kicię leczyć i podkarmić :ok: tylko tyle możemy....

welina pisze:(złapała mnie rwa kulszowa i nie mogę chodzić.(Jestem na Tramalu 200,może już we wtorek dam radę )

Biedna jesteś :| Mam nadzieję, że nie będzie Cię długo trzymało :(

Cudak1

 
Posty: 4124
Od: Pt wrz 04, 2009 17:39
Lokalizacja: zachodniopomorskie

Post » Pon mar 28, 2011 10:20 Re: Bezdomne, głodne koty z portu.. do ADOPCJI WIRTUALNYCH

kinia098 pisze:My go z działek zgarniałyśmy, do weta i potem z powrotem na działkę :|
Ale ostatnio był u mnie po kastracji. W łazience był mega zadowolony, mruczący, miziający. Ale łazienka nieduża, spokojnie.. Wzięłam do siebie do pokoju i już mega stres :| Więc w jego wypadku to już chyba też za późno na oswajanie :(

Pewnie, na siłę nie ma co :ok: Jeśli jest w bezpiecznym miejscu i regularnie karmiony, to lepiej mu nie polepszać, jeśli nie ma na to ochoty :)


kinia098 pisze:A z tą wolnością to mnie te koty już dobijają :roll: Plamka czatuje przy drzwiach, żeby tylko nawiać na dwór i się poszwędać. Jak słyszy, że otwierane jest okno to biegnie z prędkością światła :roll: No a teraz w dodatku cykor Puszek odważniaka zgrywa i też mi chce na dwór ! Miauczy mi na parapecie albo przy drzwiach :|
Dlatego jestem za domami z ogrodem.

Nie boisz, się oddając dorosłego kota do domu z ogrodem, że ucieknie z obcego miejsca?

Ja jestem spokojniejsza oddając koty do niewychodzących domów - nie ma ryzyka ucieczki, przejechania przez samochód, zagryzienia przez psa, czy nawet, że ktoś pomyśli, że kotek bezdomny się szwenda i go zabierze...

Cudak1

 
Posty: 4124
Od: Pt wrz 04, 2009 17:39
Lokalizacja: zachodniopomorskie

Post » Pon mar 28, 2011 10:36 Re: Bezdomne, głodne koty z portu.. do ADOPCJI WIRTUALNYCH

Joluka, pytałaś wcześniej o konto do wpłat :)

(konto podane w 1. poście)
Fundacja Kocia Dolina
Lukas Bank SA /O. Toruń
47 1940 1076 3018 9272 0000 0000

z dopiskiem w tytule przelewu: "koty ze Stepnicy - imię kota adoptowanego wirtualnie"
zamiast "na koty ze Stepnicy"

Cudak1

 
Posty: 4124
Od: Pt wrz 04, 2009 17:39
Lokalizacja: zachodniopomorskie

Post » Pon mar 28, 2011 13:30 Re: Bezdomne, głodne koty z portu.. do ADOPCJI WIRTUALNYCH

Cudak1 pisze:
kinia098 pisze:A z tą wolnością to mnie te koty już dobijają :roll: Plamka czatuje przy drzwiach, żeby tylko nawiać na dwór i się poszwędać. Jak słyszy, że otwierane jest okno to biegnie z prędkością światła :roll: No a teraz w dodatku cykor Puszek odważniaka zgrywa i też mi chce na dwór ! Miauczy mi na parapecie albo przy drzwiach :|
Dlatego jestem za domami z ogrodem.

Nie boisz, się oddając dorosłego kota do domu z ogrodem, że ucieknie z obcego miejsca?

Ja jestem spokojniejsza oddając koty do niewychodzących domów - nie ma ryzyka ucieczki, przejechania przez samochód, zagryzienia przez psa, czy nawet, że ktoś pomyśli, że kotek bezdomny się szwenda i go zabierze...

Jeśli najpierw nowi opiekunowie dadzą się kotu zapoznać z nowym domem, warunkami, osobami to myślę, że jak stopniowo zaczną go wypuszczać na dwór, to nie ucieknie :D

Nawiał mi Kominiarz po kastracji z szopki, musiał wyciągnąć szmatę zaciskającą dziurę w oknie 8O Idę do królików patrzę coś siedzi między deskami < już myślałam, że ktoś znowu sprawił mi prezent... >. Patrzę, Kominiorz 8O Nie wiem kiedy nawiał i jak długo się szwędał po nieogrodzonym naszym terenie, ale nie uciekł gdzieś w pola :D uff :roll:

Staram się, jak już, znaleźć dom w najbezpieczniejszym miejscu :D Taki, żeby ogród był całkiem dobrze ogrodzony, z dala od ulicy, a kot nie siedział by na powietrzu cały czas tylko był wypuszczany co jakiś czas, żeby wygrzał się na słońcu w zielonej trawce, czy powspinał się na drzewka ;)

Owszem, ryzyko jest, że niefortunnie może się coś zdarzyć, ale jak kot niewychodząc nie będzie szczęśliwy :roll: :oops: ( nie mówię tu o wszystkich, bo niektóre to z domu wyleźć w ogóle nie raczą :roll: )
Obrazek

kinia098

 
Posty: 9949
Od: Pt maja 01, 2009 21:53
Lokalizacja: Darłowo

Post » Pon mar 28, 2011 14:42 Re: Bezdomne, głodne koty z portu.. do ADOPCJI WIRTUALNYCH

To chyba temat rzeka :mrgreen: Na pewno kot wychodzący jest szczęśliwszy, bo może poskakać po drzewach, zapolować na myszkę, wygrzewać się na słoneczku... ale w domu też można zapewnić kociakowi rozrywkę - choćby duży drapak, towarzystwo drugiego kota, codzienną zabawę. Kot niewychodzący nie musi być nieszczęśliwy, a na pewno jest bezpieczniejszy.

Moje od zawsze wychodzące, choć zimą zdecydowanie wolą wylegiwać się na łóżku niż siedzieć na dworze :ok:
Kilka kotów niestety przez to wychodzenie straciłam :( i gdyby decyzja co do ich wychodzenia/niewychodzenia należała tylko do mnie, byłyby niewychodzące.

Cudak1

 
Posty: 4124
Od: Pt wrz 04, 2009 17:39
Lokalizacja: zachodniopomorskie

Post » Pon mar 28, 2011 14:55 Re: Bezdomne, głodne koty z portu.. do ADOPCJI WIRTUALNYCH

Cudak1 pisze:To chyba temat rzeka :mrgreen: Na pewno kot wychodzący jest szczęśliwszy, bo może poskakać po drzewach, zapolować na myszkę, wygrzewać się na słoneczku... ale w domu też można zapewnić kociakowi rozrywkę - choćby duży drapak, towarzystwo drugiego kota, codzienną zabawę. Kot niewychodzący nie musi być nieszczęśliwy, a na pewno jest bezpieczniejszy.

Moje od zawsze wychodzące, choć zimą zdecydowanie wolą wylegiwać się na łóżku niż siedzieć na dworze :ok:
Kilka kotów niestety przez to wychodzenie straciłam :( i gdyby decyzja co do ich wychodzenia/niewychodzenia należała tylko do mnie, byłyby niewychodzące.

Dlatego napisałam, że nie mówię o wszystkich ;) Jeśli widzę, że kot jakoś specjalnie nie tęskni za wolnością, to idzie na niewychodzącego :D Tak jak piszesz jest bezpieczniejszy i ja się nie martwię, że gdzieś zginie ;)
A Piti tymczaska akurat ma taką naturę, że domowe rozrywki to mało :( Tzn. od momentu, kiedy postawiłam ją na parapacie przy otwartym oknie i wzięłam na dwór, to nie można się od niej opędzić przy wychodzeniu na zewnątrz :roll: Ale bez wolności nie jest jakaś smutna, nie popada w depresję więc jest chyba ok :D Wręcz przeciwnie, wszędzie jej pełno ... :roll:

Ja tak samo... W sumie 3.. [*] :(
Chociaż teraz po utracie naszego Synka [*] koty najczęściej wychodzą na dwór po to, żeby się załatwić i chwilę posiedzieć. Oprócz Jiggi, która nawet przy temperaturach minusowych wolała podwórko od domu 8O Sama się pchała do drzwi, nikt jej nie wyrzucał ! I nie wyobrażam sobie, żeby ona nie wychodziła.

Dobra, koniec bo zaśmiecam :oops:
Obrazek

kinia098

 
Posty: 9949
Od: Pt maja 01, 2009 21:53
Lokalizacja: Darłowo

Post » Pon mar 28, 2011 15:22 Re: Bezdomne, głodne koty z portu.. do ADOPCJI WIRTUALNYCH

kinia098 pisze:Dlatego napisałam, że nie mówię o wszystkch ;) Jeśli widzę, że kot jakoś specjalnie nie tęskni za wolnością, to idzie na niewychodzącego :D Tak jak piszesz jest bezpieczniejszy i ja się nie martwię, że gdzieś zginie ;)

Ja też jestem o wiele spokojniejsza wydając kota do niewychodzącego domu :ok: (chociaż nie zajmuję się adopcjami na dużą skalę, nie przyjmuję kotów na DT "specjalnie", wszystkie jakoś przypadkowo się trafiały...)

kinia098 pisze:A Piti tymczaska akurat ma taką naturę, że domowe rozrywki to mało :( Tzn. od momentu, kiedy postawiłam ją na parapacie przy otwartym oknie i wzięłam na dwór, to nie można się od niej opędzić przy wychodzeniu na zewnątrz :roll: Ale bez wolności nie jest jakaś smutna, nie popada w depresję więc jest chyba ok :D Wręcz przeciwnie, wszędzie jej pełno ... :roll:

Piti to kociak? Może wyrośnie z tego :wink:


kinia098 pisze:Ja tak samo... W sumie 3.. [*] :(
Chociaż teraz po utracie naszego Synka [*] koty najczęściej wychodzą na dwór po to, żeby się załatwić i chwilę posiedzieć. Oprócz Jiggi, która nawet przy temperaturach minusowych wolała podwórko od domu 8O Sama się pchała do drzwi, nikt jej nie wyrzucał ! I nie wyobrażam sobie, żeby ona nie wychodziła.

Ja w ostatnich latach straciłam 2, Białego [*] - w 2009r (nie był wykastrowany, chodził na walki z kocurami i zginął na jednej z nich) i Wolly'ego [*], w grudniu 2010 :( (Wolly był wykastrowany, większość czasu spędzał w domu... wyszedł za moją Mamą na ulicę - mimo, że nigdy wcześniej tego nie robił. Wpadł pod samochód na Jej oczach.)

Obrazek


kinia098 pisze:Dobra, koniec bo zaśmiecam :oops:

Nie zaśmiecasz!! Warto wymienić się poglądami :) a przy okazji podnosimy wątek..może ktoś wypatrzy i zdecyduje się na Wirtualną Adopcję? :)

Cudak1

 
Posty: 4124
Od: Pt wrz 04, 2009 17:39
Lokalizacja: zachodniopomorskie

Post » Pon mar 28, 2011 16:57 Re: Bezdomne, głodne koty z portu.. do ADOPCJI WIRTUALNYCH

Piti ( czytaj Plamka ) to ma już ze 2-3 lata :roll: < banerek >. Została po sterylce.. były komplikacje.. Teraz się zastanawiam, czy tylko nie ściemniała :ryk: Pewnie nie chciała wracać z powrotem pod krzaki :mrgreen:

Co? to ten podobny do mojego Bossika ? :( Biedaczek :( [*]

Uwaga teraz moje opowiadania !

U mnie pierwszy zginął Czarny ( brat Bossika ) pod kołami samochodu... [*]. Miał wtedy około 1,5 roku. Jeszcze wtedy nie 'zarządzałam' kotami w domu, bo byłam dzieciakiem, a rodzice to chyba nawet nie pomyśleli o kastracji... Pamiętam jeszcze jak wracałam ze szkoły i musiałam go ściągnąć z pobocza.. :(

Po śmierci Czarnego pojawił się kolejny czarny maluszek wzięty od ciotki bo inaczej wiadomo jak by zginął..., który podszedł do naszej Pajdy, kiedy mama chciała dać jej kawałek ciasta... Pajda chyba z zazdrości go kłapnęła zębami.. niestety tak mocno, że nie udało się go już uratować :cry: Od tamtej pory nie mamy zamiaru brać więcej czarnych kotów. Był z nami tylko tydzień :( No ale to nie ma związku z wychodzeniem ;)

Kotka u babci się okociła.. były tylko 2 maleństwa. Też wtedy byłam jeszcze nie wciągnięta w miau. Pamiętam jak błagałam tatę stojącego w drzwiach, żeby nie skazywał go na śmierć i trzymałam tego okruszka na rękach :ryk: No zgodził się, miał wybór ? ;) Ferdzio był pięknym pingwinkiem o bardzo bardzo ! gęstej pięknej sierści. Pojawił się u nas pies Rocky, bo ktoś go wywalił.. Pewnego dnia Rocky pogonił za Ferdkiem i wybiegł na ulicę......... Umarł mi na rękach..... :(

No i teraz najboleśniejsza strata. Synek/Rudy [*] Wcześniej jakoś nie byłam tak mocno związana z kotami w domu. Owszem, po śmierci płakało się, ale szybko też zapominało. No dziecko... Dopiero kiedy wkroczyłam w świat miau, pomocy bezdomniakom, byciem DT bardzo związałam się z moim najukochańszym Bossikiem i innymi kotami. Rudka nam podrzucili razem z Wirusem [*] ( miał swój wątek. kto był obecny to zna jego historię :( ). Rudek był ulubionym kotem mojej mamy. Taka gaduła, mała wredota co lubiła leżeć okrakiem na kanapie. W Wigilię 2010r Rudek zaginął... Trochę się dziwiliśmy, bo przecież był wykastrowany, zima.. Pomyśleliśmy, że pewnie gdzieś smacznie śpi po jedzeniu albo przypadkowo sąsiedzi go zamknęli i po południu pewnie wróci. Niestety nie. Obszukałyśmy wszystkie szopy, zakamarki, rowy... Nie ma ! Na drugi dzień poszłam z siostrą na pole, bo ostatnio krążyły u nas lisy. Nie wyobrażasz sobie tego uczucia, kiedy znalazłyśmy tylko kawałki sierści i kropelki czerwonej krwi na śniegu..... Mama długo nie mogła się pozbierać. Teraz nie chce już żadnego kota, bo mówi, że żaden nie zastąpi jej Rudka... :(
Obrazek

kinia098

 
Posty: 9949
Od: Pt maja 01, 2009 21:53
Lokalizacja: Darłowo

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Blue, szalucpol1970 i 85 gości