Witam i chciałem Was przestrzec przed panią Piotrowską ze Szczecina, która może szukać dla siebie kota, a w mojej ocenie absolutnie nie nadaje się na opiekuna zwierzęcia.
Dzisiaj byłem zmuszony odebrać jej kota, którego adoptowała 1,5 miesiąca temu. Najbardziej przykre było to, że wzięła od nas bardzo miłego kotka i teraz po upływie półtora miesiąca oddała go bez żadnych emocji, ze słowami "niech pan go bierze i idzie, bo nie mam ochoty z panem dyskutować" (ewentualna dyskusja miała dotyczyć kwestii drugiego szczepienia, którego nie wykonała - my robiliśmy pierwsze szczepienie). Wolała pozbyć się kota niż wypełnić zobowiązanie z umowy adopcyjnej.
Przez te półtora miesiąca nie doczekałem się ani jednego maila, ani rozmowy telefonicznej - pomimo obietnic i zobowiązania w umowie.
Zaniepokojony ciszą dzwoniłem (chyba 2 razy) i dostawałem obietnice, że będą informacje o kocie drogą mailową, oczywiście żadnych informacji nie było. Zadzwoniłem ponownie dzień po terminie szczepienia i dowiedziałem się, że nie zostało ono wykonane - miało być wykonane w ciągu najbliższych kilku dni i miałem o tym zostać poinformowany mailem. Maila się nie doczekałem. Dzwoniłem po kolejnych ok. 10 dniach, osoba ta podobno akurat nie mogła rozmawiać, miała oddzwonić wieczorem. Nie oddzwoniła.
Przez następnych kilka dni wykonałem kilka prób skontaktowania się telefonicznego, ale nowa opiekunka kota nie odbierała moich telefonów. Dzisiaj odebrała i kiedy grzecznie zapytałem jak wygląda sprawa szczepienia, to pani była od razu bardzo oburzona, miała pretensje, że ona nie miała na to czasu i powiedziała, że jak mam do niej tak wydzwaniać, to lepiej żebym zabierał kota.
Jadąc miałem nadzieję, że ochłonęła, przemyślała, że jak dotrze do niej, że przyszedłem z transporterkiem, że chcę zabrać kota, to zmieni swoją postawę i usłyszę i zobaczę cokolwiek potwierdzającego, że jakkolwiek jej na kocie zależy i chce, żeby u niej dostał, bo we wcześniejszych rozmowach deklarowała, że bardzo go lubi. Miałem też nadzieję na rozsądną, spokojną rozmowę, ale usłyszałem tylko, że nie chce i nie ma zamiaru ze mną rozmawiać, że jestem nawiedzony i chory psychicznie. Czekała już zresztą na progu z kotem na rękach. O kocie mówiła per "ten kot".
Przykra sprawa.
Zastanawiam się czy TOZ i schronisko prowadzą jakąś "czarną listę" nieodpowiedzialnych opiekunów, bo podejrzewam, że takich lub znacznie gorszych ludzi jest znacznie więcej i fajnie byłoby przed wydaniem kota do nowego domu móc sprawdzić czy np. jakiś inny wolontariusz nie miał już wcześniej z daną osobą przykrych doświadczeń.
Gdyby ktoś potrzebował, to pełne dane podam na PW. Nr telefonu zaczyna się na 517.
Kosztowało nas to kupę nerwów, kot też bardzo przeżywa całą sytuację i ucieka przed nami

Jacek