ma gorączkę
nie jakaś nie do opanowania ale ciągle. Spada kilka kreseczek i rośnie. Tak 40,2 do 40,5 stopnia.
ochładzam go. Lek obniżajacy temperaturę mogę podac dopiero o 9 rano. Chyba zeby było bardzo żle to pojadę na dyżur i podadzą mu wlew z zimnego i inny specyfik. Ale tfu tfu tfu.
jaki on jest biedny.
Może mi tego nie wybaczycie

(sama ledwo to robie) bo konserwanty sól i tym podobne ale dałam Groszkowi kawałek wędliny. Takiej zwykłej indyczej szyneczki. Uszy mu się trzęsły

Mało jadl od rana . wszystko było za mało pachnące. Szyneczka odpowiednio "wzmocniona" napełniła brzuszek.
Cel uświęca środki. Na razie tyle dla Was ciotki i wujku

bo Grochu sobie tylko siedzi i nabiera temperatury więc i ja nie mogę oderwać się od niego.