Kolejny dzień i kolejny dramat... Kolejne kocie cierpienie, kolejny raz poczucie bezsilności...
Dostarczam jednej z karmicielek jedzenie dla kotów, bo ma ich dość sporo pod opieką. Od tej Pani zabraliśmy kotkę Larę, która szuka domu. Miesiąc temu wypuściłam kotkę po sterylce. Wczoraj poszłam zanieść karmę i to co zobaczyłąm zbiło mnie z nóg...
Pamiętam tą kotkę. Bardzo dobrze ją pamiętam. Była dzika, nie mogliśmy jej złapać, gryzła, rzucała się. W lecznicy zachowywała się jeszcze gorzej...
A wczoraj? Leżałą bez ruchu i wszystko jej było jedno. Nos cały w krwi i gilach. Cały język i środek nosa są w nadżerkach. Kotka miała straszliwą gorączkę, z resztą cały czas ma.
Może to i dobrze? To chyba znak, że organizm walczy...
Do tego dochodzi biegunka, gorzej niż lejąca... Po nocy kuweta aż pływała, nie było w ogóle widać żwirku. No i cała podłoga we krwi, wszystko zakichane krwią...
No i oczywiście leczenie, kroplówki, leczenie, dobra karma, leczenie, immunostymulatory...
Dziś jest o tyle dobrze, że kotka ruszyła trochę karmy. I wstała w nocy do kuwety, ale mimo wszystko, cała jest w koopie umazana, bo przecież nie może się na nogach utrzymać i się przewraca...
Tylko standardowo na leczenie środków brak... Ale jak zostawić kota, który na środku chodnika umiera i nikogo to nie obchodzi?
Oto kotka, już po czyszczeniu nosa z krwi i gilunków i oczu z ropy:
