opowiem szybciutko co Groszek wykombinował dziś. Czuł się dobrze po wizycie u weta, spał, zjadł. Ogólnie super. (wiadomo w pewnych granicach) Około 15 zmierzyłam mu temperaturę i o zgrozo 41 stopni prawie. Nie było mnie przy nim może 40 minut.
No to szybko w samochód i do lecznicy na obniżenie temperatury, tak jak w nocy.
Czekamy i czekamyy bo kolejka może nie duża ale trudne przypadki. Ja już cała w skowronkach melduje w recepcji, że się mojemu kotu białko zetnie. Już widziałam u niego ok. 42 stopnie bo zwykle tak szybko nabiera. Po 1,5 godziny czekania , po jakiejś konsultacji z wetem pan recepcjonista mówi że zaraz wejdziemy. Super

szkoda że nie wcześniej.
No i weszliśmy . Termometr w pupkę i... 39,8

Spadła
Pogadaliśmy, ze może nic mu nie dawać , kupiłam jeszcze zawiesinę na obniżenie temperatury , jakby co i wyszliśmy.
Przed chwilą mierzyłam - 39,2.
Nie wiem, czy jeszcze działa ten nocny lek, pewnie tak ale też jak pamiętacie nie udawało się Grochowi żyć bez gorączki zbyt długo. Teraz zawiało optymizmem.