CAŁYM SERCEM TAK!
On jest super. Mimo zalanego tyłka - smrodku rozwiewanego wokoł i różnych paranoi.....Jest dokładnie taki, jaki powinien być....Miał tylko w życiu niefart. Jak dotąd nikt go nie kochał wystarczająco. Jest mi bardzo bliski. Bo ja w nim nie widzę chorego, śmierdziela. Tylko fajnego gościa, o niepowtarzalnym charakterze, osobowości i takich tam.
A tych wszystkich ludzi - którzy biorą zwierzaka, żeby porzucić kiedy pojawiają się problemy - bo ich nie stać na stawienie czoła np. chorobie to bym stawiała pod sąd kotowy ( taka odmiana polowego)
Doniesienie z ostatniej chwili.....jestem kosmicznie zajęta......co chyba widać, bo mniej gadam. Mam nową pracę, kurs co weekend i ogólnie młyn na maksa. Po nocach sprzątam, robię obiady itp. Przed chwilą poszłam do czegoś w rodzaju spiżarki - po niedobitki moich słynnych ogórków ( a co pochwalę się, tak?). Przy okazji coś tam poprzestawiałam, posprzątałam. Podnoszę taki wielki gliniany słój.......a co za nim. MYSZ......nooo widać, że po przejściach. Najwyraźniej miała bliższy kontakt z moimi specyfikami w kolorze różowym ( mówiłam ze mam zacięcie trucicielskie?). A BLEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE
A mojego nazwijmy to eufemistycznie Partnera Życiowego oczywiście brak. Co za karma jakaś, ze jak przychodzi do spotkań 3 stopnia z trupami, to zawsze na mnie wypada......
Razu pewnego postanowiłam posprzątać pod łożkiem i stanęłam face to face z wyszczerzonymi zębami myszora posiadającego wyłącznie głowę. Wyobrażacie sobie? Zadek mi wystawał - głowa pod łożkiem i takie spotkanie........O MATUŚKU.....
Innym razem śp. Tosia wparowała na imprezę imieninową mojego eksa z zającem......Noo napoczętym widać nie dała rady i uszczknęła nieco. Ale nie na tyle, zeby sie trupa nie dało zidentyfikować.
Mówię Wam nie ma to jak życie na wsi. Adrenalina jest.