Kasia i Bisia głównie śpią, a Kropcia, czując, że wiosna powinna się zaczynać, wyje pod oknami. Ale gdy otwieram, aby mogła wyjść, to od razu się wycofuje, widząc, jak jest czarownie na zewnątrz.
Dzisiaj trochę świeciło słońce i było aż 3 stopnie powyżej zera. Kropcia i Bisia odważyły się zrobić podwójny sprint wokół ogródka i cwałem wróciły do mieszkania, bo wiał zimny wicher.
Ja natomiast wciąż myślę o Pumci. Tyle tylko, że nie płaczę, bo nie mogę płakać, chociaż bardzo bym chciała. Ja jestem wściekła i nie mogę przestać odczuwać wściekłości, bo cały czas myślę o tym, ile Pumcia przeszła i wycierpiała, aby wreszcie móc się cieszyć zdrowiem i swoim domem. Była bezdomna, chora, trafiła do schroniska, potem ktoś ją wziął ze schroniska, lecz oddał do schronu z powrotem, jako nieatrakcyjną i chorą. Wreszcie jesienią 2008 trafiła do wspaniałego domu tymczasowego, przeszła operacje i zabiegi, długotrwałą rekonwalescencję, u mnie też jeszcze przeszła zabieg i była leczona.
I kiedy wreszcie z takiej (zdjęcia ze schroniska i po operacjach na przełomie 2008/2009):


stała się taka:

to KTOŚ czy COŚ zabrało ją stąd – i nawet nie wiadomo kogo można by winić i przeklinać za to.
Czasem chciałoby się stracić pamięć.