
Zatem kiedy po burzliwych dyskusjach zapadła decyzja: "Będziemy mieć kota" i zaczęliśmy przeszukiwanie sieci, trafiliśmy na ogłoszenie o rozśpiewanej piątce murzynków. Umówiliśmy się na wizytę zapoznawczą, pełni obaw - czy spodobamy się maluchom? a Negrze, ich mamie? a Kindze w ich DT??? A co jeśli nas nie polubią, ofuczą, czmyhną pod szafę, rozpierzchną się po kątach, dając do zrozumienia, że nie chcą mieć z nami do czynienia?

Dzięki Bogu, kociaki sprawiały wrażenie całkiem zadowolonych z naszego towarzystwa




Kilka dni później mała sprowadziła się do nas.
Nie traciła czasu na zbędne wstępy, od razu zaczęła rozstawianie wszystkich po kątach - jej pierwszą ofiarą był kapeć, któremu zdecydowała pokazać, kto tu rządzi:

Zażarcie walczyła też ze swoim śmiertelnym wrogiem, Małym Głodem (odnoszę wrażenie, że Mały Głód jest właściwie wrogiem każdego kota, nieprawdaż?


Zdobywała najdziwniejsze szczyty

I szukała miejsca, gdzie będzie jej najwygodniej (moje sugestie nie spotykały się ze zrozumieniem z jej strony)

Zmęczona nadmiarem wrażeń, zasnęła w końcu słodko, z minką "co złego to nie ja":

Potrafi być uroczą, rozkoszną przylepką (zwróćcie uwagę na tę kocią jogę!)

Ale niech to nikogo nie zwiedzie, ma charrrakterrrek ten mały diabeł tasmański, to małe demoniszcze


(czy ktoś ma wątpliwości, dlaczego została nazwana Tasmanią?)
Taki to był mały grzdylek:

A teraz to już półroczna dama


I razem ze mną przegląda miau

