
Uszy Tofu przestały być żółte. Żre do rozpuku. Rozczochrany jest ciągle, mimo nieustannych prób poukładania futra. [Jakaś nerwica natręctw?] Jeszcze dwa tygodnie i powtórzymy badania.
Ogion i Sky - lepiej. Zwłaszcza malutka. Tylko Gajina ciągle źle oddycha. Na szczęście mają apetyt - cała trójka.
Grendel ma koszmarnie wywalone węzły chłonne podżuchwowe. Niby jest stabilny - ładnie je - ale też sporo śpi.
Reszta w normie.
Wczoraj, podczas wizyty Agnieszki i Zosi moje koty dostarczyły mi sporo wzruszeń. Każdy, kto mnie odwiedził wie, jak reaguje moje stado na gości. Jednak są koty, których wylewność wobec nowych osób wzrusza mnie bardziej.
Takim kotem jest choćby Pita. Mały, okrągły wypłosz, który przez długi czas na dźwięk otwieranych drzwi i obcych głosów w domu chowała się tak, że nikt nie wiedział o jej istnieniu. Teraz ma zwyczaj wskakiwać na łóżko za plecy gości i przytulać się od tyłu do nowych ludzi. Ciągle jeszcze płochliwa, nie dająca się wziąć na ręce, czy na kolana tuli się podskakując przy tym i podstawia głowę pod ręce.
Takim kotem jest też Hopi, która zawołana - przybiega, staje przed gościem i patrzy. Do wyciągniętej w jej stronę ręki - natychmiast podchodzi i nadstawia głowę do głaskania. Wzięta na kolana układa się wielce zadowolona.
Takim kotem jest też Mbati, którego również przez długi czas goście wcale nie oglądali. Teraz przyłazi, siada obok gościa i gada do niego tym swoim śmiesznym głosikiem.
Wczoraj też lansowali się Płomyk i Dark. Płomyk bezceremonialnie zajął kolana Agnieszki, ułożył głowę w zgięciu jej łokcia i... zasnął. Dark, gdy w końcu przeszła mu wstępna panika, którą reaguje na każdy większy ruch w domu przyszedł i wypchał Płomyka z kolan Agnieszki - sam się ułożył wygodnie rozciągnięty i podgryzał miłośnie głaszczące go palce.
Generalnie - każda wizyta nowych ludzi w moim domu, to powód by tych ludzi wykorzystać i koty skwapliwie z tego korzystają.
