Święte prawo własności kota Kinga - Prawdziwego Dachowca

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Czw gru 16, 2010 21:53 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Niestety i na Kocią ulicę dotarł zwyczaj barykadowania okienek piwnicznych.
Może to przed śniegiem, a nie przed kotami...Ale jednak znalazł się jakiś gorliwiec
Nie dotyczy to piwnic Queen, ale piwnic Trikolorki, Rudego i częściowo, niestety, piwnic Kinga).
Jeszcze jakiś tydzień temu temu widziałam ją i chyba Kinga ok. 23 jak znikali w dziurze prowadzącej do tych piwnic, ale teraz niestety wejście to jest zakryte i przywalone kamieniami. Tak samo jak i wszystkie inne wejścia od strony ulicy...Jedno trochę odsunęłam, ale dwa dni potem znowu było uszczelnione...
Wszędzie pełno śniegu ... nawet trudno by było kotom wejść do pojazdów na parkingu...
Nie wiem gdzie one są i co jedzą...
Te z terenów łowieckich też niestety się w dzień nie pokazują. Może w nocy...
Pewnie w jakiś kryjówkach przykrytych śniegiem siedzą.
W piwnicach Queen spotykam tajemniczą(?) czarną oswojoną...
I dzieci Queen, nigdy jednak nie widziałam małego czarnuszka, którego kiedyś dawno zobaczyłam na podwórzu Kizi-Mizi.
Kizi-Mizi też dawno nie widziałam...Może raz, z Queen, na podwórzu Kizi-Mizi, ale nie jestem całkiem pewna czy to była Kizia-Mizia, czy też starsze dziecko Queen.
Smutna jest ta zima. Pozostało mi tylko ufać sprytowi i chęci przetrwania tych wspaniałych stworzeń.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt gru 17, 2010 17:09 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

W piwnicy Queen rezyduje teraz czarna oswojona kotka, która wyraźnie czuje się tam jak w domu(i lubi głaskanie) i to nie jest ta przypominająca Kinga, którą też w okolicy piwnicy Queen widuję.
Dziwi mnie to, że Queen jej na to pozwala. Trikolorce nie pozwalała nawet chodzić po swojej stronie ulicy.
Dręczy mnie teraz pytanie czy ta kotka i ta druga podobna do Kinga to domowe kotki wychodzące, które lubią włóczęgi po okolicy i żywienie się na mieście szczególnie zima i to w trzaskający mróz czy też to domowe kotki bezdomne. No i czy są wysterylizowane?
A jeżeli nie są, to która z nich jest matką Luciano, Milusia i Risu Cian (czarnuchy z piwnicy urodzone tam ok. 1,5 roku temu?)?
I jak przed wiosną o tym mam się przekonać?

Na terenach łowieckich na rampie pod dachem jakaś litościwa osoba postawiła tekturowy domek z kocykiem( a więc wie jak tam się dostać...)
To taki amatorski domek do poleżenia latem , ale jest to wzruszające ( i domyślam się kto to zrobił...)
I zawstydzające dla mnie, ale niestety brak mi mocy przerobowych i nie wiem czy w najbliższym czasie będzie z tym lepiej.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob gru 18, 2010 6:27 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

ossett pisze:Dziwi mnie to, że Queen jej na to pozwala. Trikolorce nie pozwalała nawet chodzić po swojej stronie ulicy.


Znając skuteczność widowiskowych działań Queen i Kizi Mizi w obronie swojego terytorium przed innymi kocicami bardzo prawdopodobne chyba jest, że one obie były jeszcze kociakami jak poznały i jedną i drugą oswojoną Czarną. No i pewnie znają się z tymi ich dziećmi, które jakoś przeżyły.

Dziwię się sobie, że dopiero teraz na to wpadłam.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pon gru 20, 2010 21:08 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Dzisiaj na tej ulicy spotkałam trzecią oswojoną dającą się głaskać czarną kotkę(chyba kotkę).
Bezgłośnie miaucząc poprosiła o jedzenie, ale nie była aż tak bardzo głodna(albo miała coś z zębami) bo wybierała sobie rodzaj chrupek i zjadła tylko malutkie.

Jest nadzieja, że Murzyniątko jednak żyje. To niesprawdzone, ale podobno ktoś je zabrał do domu.
Ostatnio edytowano Wto gru 21, 2010 7:29 przez ossett, łącznie edytowano 1 raz

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pon gru 20, 2010 21:37 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

ossett pisze:Jest nadzieja, że Murzyniątko jednak żyje. To niesprawdzone, ale podobno ktoś je zabrał do domu.

O kurcze, bardzo chciałabym, żeby tak było! Skąd dotarły do Cienie te pogłoski?

Weihaiwej

 
Posty: 1594
Od: Pon maja 23, 2005 19:34
Lokalizacja: Wro

Post » Wto gru 21, 2010 7:22 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Weihaiwej pisze:
ossett pisze:Jest nadzieja, że Murzyniątko jednak żyje. To niesprawdzone, ale podobno ktoś je zabrał do domu.

O kurcze, bardzo chciałabym, żeby tak było! Skąd dotarły do Cienie te pogłoski?


Wczoraj pani, która je ostatnio widziała, a nawet brała na ręce, bo tak był już było słabe i chore chyba, a potem zostawiła(i z którą się pokłóciłam o jeża, ale na szczęście wczoraj się przemogłam ze względu na Święta i zagadałam do niej) powiedziała, że jakieś dwa tygodnie temu zgadała się na temat tego kotka z jedną z par przeglądających śmietniki (to są sympatyczni ludzie). To oni podobno wzięli kociątko. Jak jej mówili, już nie jest takie spokojne, ale bardzo fajne i zrobiło wesołe i rozrabia. I to jest chyba kotka. Jestem skłonna w to uwierzyć; kiedyś nie wierzyłam tej właśnie pani, że Kiciuś Krzywa Główka jest widywany na innej ulicy. Trudno ją było pomylić z innym kotem ze względu na charakterystyczną łatę na pyszczku obejmującą nosek i niezwykłe podobieństwo do kocura z terenów łowieckich.
Może uda się jeszcze jej tych ludzi spotkać . Chyba nie stać ich odrobaczenie, odpchlenie i szczepienia, nie wspominając już sterylizacji. W tej okolicy ani tacy ludzie ani ich koty nie mogą liczyć na ulgi.
Latem inna taka para zabrała braciszka (lub siostrzyczkę) Murzyniątka z parkingu.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pon sty 03, 2011 23:10 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Dzisiaj straciłam wspaniałe zimowe ujęcie Midori.
Wytrwale wspinała się pod górkę, łapki po pachy tonęły jej w śniegu i myślałam, że brnie do jakiejś swojej kryjówki wśród pak kamieni, a ona po prostu szła do swojej toalety. Najpierw bardzo długo kopała dołek w śniegu, zrobiła siusiu, potem bardzo długo zakopywała, znowu kopała dołek, zrobiła kupkę, długo zakopywała.
Midori trudno nazwać kotem bezdomnym; na pewno jednak jest kotem wolnym. Można ją spotkać bez względu na porę i temperaturę. Jest bardzo ostrożna i przybiega tylko do zaufanych osób, bo lubi głaskanie.
Zimą wygląda jeszcze ładniej niż zwykle. Nawet jej oczy są bardziej zielone. Może już nie byłaby szczęśliwa, gdyby zamknąć ją w domu chociaż wtedy zawsze byłoby jej ciepło, nawet w największe mrozy.

Śliczna zielonooka Midori (w marcu):
Obrazek Obrazek

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto sty 18, 2011 0:49 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Niestety nie widuję ani Kizi Mizi ani Kinga od bardzo dawna.
Straciłam ich oboje z oczu wtedy gdy kiedy przestałam widywać Murzyniątko.
A wydawało się, że zawsze o określonej porze można będzie ich spotkać.
Pani "współkarmicielce" wydaje się, że oni ciągle przychodzą. Ale ja widzę to nie są te koty....

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie lut 20, 2011 9:41 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Wczoraj świat wypiękniał!

Pojawił się King (we własnej kociej osobie, bo ten czarny kocur(też sympatyczny może nawet większy i przystojniejszy) co się tam kręcił cały czas to nie był on, chociaż panie brały go za Kinga).
Nawet nieźle wyglądał (jeszcze nie jest obgryziony przez inne kocury), jak zwykle nie jadł suchego(mimo głodu sygnalizowanego miauczeniem), ale zjadł ulubiony pasztecik, popił kocim mlekiem, obsikał mi symbolicznie torbę i parę samochodów (nie zważając na prószący śnieg) i zniknął.

Chwytał mrozik, padał śnieg, a z głębi parkingu rozległa się nagle bardzo dramatyczna i głośna pieśń jakiejś niewidocznej kocicy...

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob mar 05, 2011 10:07 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Kizi-Mizi niestety nadal nie widać... Chyba jednak nie przeżyła zimy(a więc i ona żyła tylko ok. roku) i nie doczekała sterylizacji.

To bardzo łowna ryzykantka lubiąca łazić po piwnicach, drzewach, dachach i ogrodzeniach.


Jej potomstwo jest niesłychanie żywe i rozrabiające, a jednocześnie gadatliwe i okazujące wiele czułości (i ciągle ssące...). Wskakiwanie na ludzi z biegu i wspinanie się po pionowej ścianie(po prostu trzeba wbić pazurki w tapetę) dla upolowania muszki lub pająka przy suficie to u nich normalne.

Za to King jest już solidnie poobgryzany.

Podobno stoczył straszną walkę z obcym kocurem próbującym zdobyć jego teren (i piwnicę Queen) i za to oberwał wielkim kamieniem od znajomej opiekunki i miłośniczki kotów, która ma za czułe serce, żeby to tolerować. Według niej trafiła go mimo, że rzucała ten kamień za kocurami (ale właściwie za Kingiem bo to on gryzł wtedy...) na oślep do piwnicy, bo następnego dnia King kulał. Teraz już nie kuleje i rany chyba mu się goją.

Może tym obcym był kot, którego i ja spotkałam w piwnicy przeszło tydzień temu. Pierwszy raz go widziałam w ogóle, bardzo miły i super miziasty. Zanim zaczął jeść to połasił się i podstawił łepetynę do pogłaskania. Mało który domowy niewychodzący jest aż tak ufny do obcych. Ciemno było i niewygodnie i nie podpatrzyłam czy kocur czy kotka, a tak za pierwszym razem to nie chciałam od razu go obmacywać.
Różne mam podejrzenia, bo umaszczenie bardzo podobne do umaszczenia Królewny.
Mnie tam on nie przeszkadza, ale Kingowi chyba tak...

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie kwi 03, 2011 6:58 Re: Oswajanie dzikiej CÓRY klanu prawdziwych dachowców

Tydzień temu zamierzałam złapać malutką, szczuplutką, czarną kotką w bardzo zaawansowanej ciąży i z zaropiałym jednym okiem.

Widziałam ją w ciągu ostatnich miesięcy trzy razy: dość dawno to chyba ona mignęła z daleka w piwnicy (coś bardzo szczuplutkiego z ciut wystającym brzuszkiem). W ubiegłym tygodniu dwa razy widziałam ją w samo południe w łatwo dostępnym miejscu wygrzewającą się na słoneczku. Mimo tego zaropienia miała apetyt, więc myślałam, że pójdzie łatwo. Niestety pogoda się zepsuła i kotka więcej się tam nie pokazała. W ogóle nie była więcej widziana...Jeden pan piwosz mówił, że widział przedwczoraj jak wchodziła do piwnicy, ale ludziom mylą się czarne koty (nawet paniom regularnie je odwiedzającym). Mam jednak nadzieję, że jeszcze żyje...(Te szczupłe, małe czarne koty są niesłychanie żywotne i dzielne.)

Nastawiłam łapkę w piwnicy i złapała się chyba najmłodsza ubiegłoroczna córka Queen (siedmiomiesięczna).
Za młoda na sterylizację(nie miała rujki, tak jak i jej siostra Królewna (są bardzo podobne!).
Lekarz orzekł, że jest to kot całkowicie pozbawiony agresji i zalecił na razie tylko oswajanie.
Jak miała ok 3 m to dość często jadła w piwnicy w mojej obecności-ale jednak nigdy nie była dotykana. Na podwórze wychodziła chyba tylko w nocy.
Jest dzika.
Rozpoczęłam jej oswajanie zgodnie z radą jaką kiedyś znalazłam w internecie. Umieściłam jej klatkę w moim salonie :ryk:). Wokół niej toczy się codzienne domowe życie kotów i ludzi.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie kwi 03, 2011 11:11 Re: Oswajanie dzikiej CÓRY klanu prawdziwych dachowców

Kocia jeszcze bezimienna jest już w tak bardzo innym dla niej świecie tydzień.

Przez pięć dni siedziała niestety w zwykłym kocim kontenerku, ale jak dla niej dość dużym (chociaż ma już 7 miesięcy).
Jak sprzątałam to kuliła się w kątku, nie próbowała ani drapać, ani syczeć, ani gryźć przez pierwsze dni. Otwierałam dach kontenerka i głaskałam ją bez przeszkód, nawet chyba to było dla niej przyjemne bo mrużyła oczka.
Chyba była sparaliżowana strachem.
Po trzech dniach zasyczała bezgłośnie jak coś wyciągałam z kontenerka, a teraz już syczy głośno!
W środę nagle wyskoczyła mi przez uchylony daszek, udało mi się ją na szczęście złapać, ale ugryzła mnie bardzo boleśnie(ale nie bardzo jadowicie na szczęście)!
W nocy słyszałam jej żałosne popłakiwanie-chyba wołała mamę albo znajome koty.
Po wypuszczeniu jej z kontenerka do dużej klatki strasznie zapłakała z rozczarowania, że jednak nie jest u siebie(tak jej się w pierwszej chwili wydawało).

Klatka jest przeważnie przykryta, bo dalej bardzo się boi i ludzi i kotów. Je i pije jak nikt nie widzi.

Dzisiaj Królewna o mało nie wpakowała się do tej jej klatki(oczywiście wszystkie koty chcą tam wejść), a kicia zawyła ze strachu na widok własnej siostrzyczki!

Kicia jest zdrowa. Kupy ma super nawet po tabletce odrobaczającej, którą dostała wczoraj. Zadziwia mnie jak na razie niewielka ilość glist. Tasiemca (zastrzyk dostała tydzień temu) w ogóle nie zauważyłam.
Pcheł też miała niedużo-nie udało mi się żadnego pchlego trupka zauważyć. Może to jeszcze nie sezon na pchły...
Była widocznie silna, a więc udało jej się dorosnąć jako jedynej z miotu(nie wiem jak licznego-kocice dobrze się kryją) oprócz Królewny. Jest bardzo podobna do Królewny tylko szczuplejsza, ale o to nietrudno bo Królewna (która jest u mnie od 2,5 tygodnia życia) jest wyjątkowo pulchna (je wszystko co nadaje się do jedzenia).

Tydzień temu lekarz zdziwił się, że jest całkowicie pozbawiona agresji , ale ona chyba strasznie się bała. Długo nie udawało się jej przegonić do klatki ściskarki, a potem tak szczelnie przykryła się ogonkiem, że nie długo nie można było określić jej płci...

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie kwi 10, 2011 8:25 Re: Oswajanie dzikiej CÓRY klanu prawdziwych dachowców

Oto King na obchodzie (nie omija dachów swoich baraków oraz ok. 5 metrowego ogrodzenia o długości co najmniej 10 m i wąskiej ok. 3 cm krawędzi zabezpieczonej drutem kolczastym, którą na środku sumiennie obsikuje):

Obrazek

Obrazek Obrazek

Obrazek Obrazek

Nie jest to duży kocur, ale bardzo dzielny. Jest uwielbiany przez kociaki, które za nim chodzą, naśladują go i bezgranicznie mu ufają oraz kocice, które do niego się przymilają (nie będąc w rui!).

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie kwi 10, 2011 8:45 Re: Oswajanie dzikiej CÓRY klanu prawdziwych dachowców

Nie jestem już taka całkiem pewna, że dzika kociczka, córka Queen, którą oswajam i Królewna(którą znalazłam bardzo chorą jak miała ok.2,5 tygodnia to siostry). Ich futerka różnią się nieco wzorem i kolorem.

Mają nieco podobne pyszczki i obie podobne do Queen, z tym, że Królewna jest teraz bardzo pyzata(i pyskata). Dość powiedzieć, że wszystkimi rządzi I przez wszystkich jest uwielbiana), nikogo się nie boi i chyba wydaje się jej, że jest człowiekiem.
Przykro pomyśleć, że mnóstwo takich kotów rodzi się gdzieś w piwnicach i różnych dziurach i potem jest eliminowanych przez okrutną Naturę.

To Hime ( czyli Królewna po japońsku):
Obrazek

A to Królewna:
Obrazek

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie kwi 10, 2011 9:31 Re: Oswajanie dzikiej CÓRY klanu prawdziwych dachowców

Hime nie jest już tak bardzo spięta. Nawet w mojej obecności leży sobie teraz w swoim pudełku z wyciągniętymi łapkami. Bardzo warczy albo syczy jak jej sprzątam(co oznacza,że już tak bardzo mnie się nie boi) ale nie atakuje mnie nawet jak zbliżam do niej rękę, a nawet dotykam jej łapki. Nie wychodzi jednak z pudełka w mojej obecności, nie je wtedy i nie siusia (chyba, że wtedy kiedy jej klatka jest przykryta).

Koty jej jednak już jej nie krępują. W czwartek nakryłam ją jak miziała się przez pręty klatki z Bufim(duże kocisko w typie Whiskasa-lubi się bawić, ale dorosłe koty ciągle go się trochę boją i próby zabawy biorą za atak;pozostają mu zabawy z kociakami albo z samym sobą(i wtedy jest przedstawienie dla innych)).Bufi dokładnie ją całą obwąchał, a ona zaraz potem bardzo szczęśliwa barankowała na swoim kocyku.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 50 gości