tangerine1 pisze:casica pisze:Pomijam szczegóły przepisów dotyczące szczepień czy odrobaczenia. Bo na to też nie mamy, albo nie chcemy mieć wpływu, albo też większość społeczeństwa nie jest tym zainteresowana. Ale Twoje spojrzenie – wolontariuszki na problem zwierząt w schronisku musi być w oczywisty sposób odmienne niż spojrzenie zarządcy tegoż schroniska. Twoim prawem jest ratować tyle zwierząt, ile zdołasz. Prawem i obowiązkiem zarządcy jest zaś właściwe zarządzanie, on nie może litować się nad każdym zwierzakiem, bo jeśli tak zacznie czynić to otrzymamy kolejne Boguszyce, Korabiewice itp. I w sumie tak to chyba powinno być – państwowe schronisko z dobrym menadżerem jako dyrektorem oraz współpracująca ze schroniskiem fundacja, albo grupa wolontariuszy. Jedni i drudzy powinni się wzajemnie kontrolować oraz podlegać dodatkowej zewnętrznej kontroli. Oczywiście w naszej sytuacji to mrzonki, ale są kraje gdzie coś takiego dobrze działa, z pożytkiem wielkim dla zwierząt.
Bardzo bym prosiła, żebyś nie uprawiała demagogii w rodzaju – uważacie, że to dobrze, że będą masowo usypiać zwierzęta. Wcale nie uważam, że to dobrze, uważam natomiast, że to nieuniknione. Nieuniknione też jest określenie maksymalnej liczby zwierząt jaką może przyjąć schronisko. Bo jak inaczej (jaką masz propozycję, żeby rozwiązać taki problem – w schronisku obliczonym na 600 psów przebywa ich 2000)? Twoim zadaniem jako wolontariusza i zadaniem pro zwierzęcych fundacji jest ratowanie tych zwierząt przed eutanazją, uświadamianie, propagowanie sterylizacji itd itp.
Jesteśmy biednym krajem, biedę trzeba podzielić pomiędzy wszystkich potrzebujących, na liście priorytetów tego podziału zwierzęta nie są na pierwszym miejscu. Ale to chyba oczywiste? I cynicznie dodam – zwierzęta nie głosują, nie tylko w Polsce zresztą.
casico, problem polega, ze takie przepisy próbują wprowadzić osoby takie jak Ty, kompletie nie orientujące się w schroniskowej rzeczywistości. Usypianie zwierzat nie jest konieczne, mozna tego uniknąć, wymaga to niestety ciężkiej pracy i muszą znaleźć się osoby, które chcą tę pracę wykonać.
Okreslenie maksymalnej liczby zwierząt to kolejna utopia. W schroniskowym świecie istnieje tzw 'sezon' (wiosna-lato), kiedy ten stan maksymalny jest mocno przekroczony i panuje okropne przepełnienie. Potem następują spokojniejsze miesiące, kiedy mozna to przepełnienie rozładować. Z tego co pamietam pod koniec lata mielismy w schronisku około 100 kotów, kilka tygodni temu było ich już około 30. Ta nadwyzka nie została uspiona, koty znalazły domy. Z tym, ze domy nie znajdują się same, wymagało to ogromnej pracy Małej, która jest w schronisku minimum raz dziennie, pracy młodych ludzi, którym chce sie jezdzic do schroniska dwa razy w tygodniu, robic zdjecia i ogłaszać koty, pracy grupy ludzi, którzy poświecają swoje weekendy na wszelakie akcje promocyjno-adopcyjne, setek godzin rozmów telefonicznych z potencjalnymi domami, tysięcy przejechanych kilometrów, zeby te koty na miejsce dostarczyć.
To wszystko może zniszczyc ustawa promowana przez wiedzacychlepiej, bo to oni mają większą siłę przebicia. Nie mają żadnych wątpliwości i z niebywałą butą przyznają sobie prawo do decydowania o świecie, którego nie znają.
I jeszcze jedno, my się nie litujemy nad zwierzetami, my z nimi i dla nich pracujemy.
Dlaczego wręcz uporczywie Ty oraz Mała1 twierdzicie, że nie mam pojęcia o schroniskowej rzeczywistości? Macie ku temu jakieś podstawy? Poza tym, moja wina, to co pisałam głównie odnosi się do psów. Jak sądzę ich "nadwyżka" jest znacznie trudniejsza do opanowania. Obawiam się, że praca wolontariuszy nie wystarczy.
I jeszcze jedno - ja nie wprowadzam, ani też nie usiłuję wprowadzać żadnych przepisów. Nie jestem potentna w tym względzie.