w pracy dziś dałam bezdomniakom kiełbasę pokrojoną w kosteczkę szynkową, bo nikt nie chciał już jeść i pajdę masła, bo stoi pudełko i też nikt nie je, a jeszcze świeże, dałam też chrupki i saszetki Kitekata, i kto zgadnie, co zjadły koty???
oczywiście po kiełbasie i maśle ani śladu, chrupki też do połowy zjedzone, a saszetki zamarznięte...
więc odmroziłam i też dałam, potem przedszkolakom chrupki i saszetki, no i przy ogródku postawiłam aż 3 pojemniki, saszetki zdążyły zamarznąć, ale chrupki znikają w oczach, też dodałam masła, a teraz dałam jeszcze parówki drobiowe, które kupiłam sobie, ale też takie tłuste że jeść się nie da... widziałam jak przemyka kić pani Anny którego ona dokarmia, mam nadzieję, że się najadł, pan Jerzy do którego zaszłam, mówił że u niego też był na kolacji...
a teraz wiadomość tygodnia:
zachodzę do pana Jerzego a Mikrusek wita mnie na własnych nogach w drzwiach, potem chłopak sobie przemaszerował do pokoju, wciął indyka mielonego, zjadł tabletkę, a potem chciał się bawić.... Tygryska też szczęśliwa, chodzi jak cień za panem, pan Jerzy kupił też udo z inydka zmielił i daje kiciom, tak jak mu poradziłam, odmraża we wrzątku i wcinają aż miło, bo saszetki i wątróbka, to już nie smakuje w ogóle...
na weekend nadają nawet 0 stopni, oby, bo jak pomyślę o tych bezdomnych zwierzakach, które nie mają gdzie się schować w taki mróz, to aż płakać się chce....