Gdzieś na przełomie listopada i grudnia ub.r założyłam wątek czwórce kociąt z Woli, z mamą w typie kota tonkijskiego.
Donosiłam, że dwie koteczki znalazły wspólny domek

Druga parka, kocurek i koteczka szczęśliwie znalazły tymczas i mogłam je zabrać z lecznicy

Koteczka znalazła domek, kocurek miał pozostać w dt już na stałe.
Wracam do sprawy, ponieważ w styczniu byłam zmuszona zorganizować interwencję i zabrać kitkę.
Kocia, która w dt zyskała miano Pigi, jest teraz u mnie.
Została zaopatrzone, wyleczona, odrobaczona. I ... mieszka.
Powoli wracała do normy, uczyła się być kociakiem, odkrywała bogactwo mozliwości zabawy i kocich zabawek.
Okazała się być spokojną, opiekuńczą kotką, która na widok kotów aż zachłysnęła się radością i jakąś taką ulgą

Ma zadatki na wspaniałą kocią opiekunkę.

Ta kotka to autentyczny żywy dowód na to, że mówi się ludziom prawdę o konieczności zapewnienia niektórym kotom kociego towarzystwa.
Szczytem ignorancji, głupoty i braku empatii w tym zakresie były maile od pewnego psychicznego pana S.w stylu:
"
nie ma pani prawa decydować o tym że rodzeństwo ma razem mieszkać", "
tylko idioci myślą, że kotom to robi różnicę, bo myślą, że koty to ludzie", "
koty szybko zapominają i jest im obojętne...". Na moje zarzuty braku kompetencji przeczytałam: "
pani się nie zna, a moja dziewczyna studiuje weterynarię, więc ja wiem lepiej"
Jeszcze nigdy w życiu nie czytałam takiej lektury.