» Pt lut 11, 2011 14:47
Re: Nasz Pięciokot. cz.16 A jednak Pięciokot!
Sie by odezwała, spoko wodza... Wróciłam wczoraj, najpierw musiałam sie rozeznać w domu co i jak bo po dwóch tygodniach to dziw że w ogóle jeszcze stoi. W lodówce światło i żeberka (nawet masło "wyszło"), w zamrażalniku zestaw mrożonych jarzyn jaki zostawiłam, świeżych brak bo "kto by sie z tym pieprzył" (tak przypadkiem to tylko ja mogę, a nawet jest wymagane, co?), obiad był jak zrobiłam, a oni żyli gotowymi "kotletami". Gotowy kotlet to taki twór mięsopodobny, oparty głownie na mączce sojowej, bogato obudowany czosnkową panierką. Jak dla mnie ta sama pólka co nugget z kurczaka - mielone kadłuby i Mendelejew. Poza tym jak zwykle po locie miałam "d... na ziemi a łeb w kosmosie", czyli "lotniczą migrenę", poza tym daje mi popalić dziura po chirurgicznie usuniętej we wtorek "szóstce" i tak trochę wszystko mam półgębkiem. Poza tym jest miodzio. Na obiadek dziś kurczak tikki masala, wczoraj w ramach zemsty dostali zupę jarzynową i kurczaka w jarzynach. Z dużą ilością szpinakowych glutków - mrożone w całości, nie rozdrobnione potem liście szpinaku.
